Dominik Butkiewicz

Młodzieżowy Futbol zaprasza na obszerny wywiad z Dominikiem Butkiewiczem.

MF: Były minister sportu i turystyki GM, koordynator projektu PRIS oraz wizyt Powstańców Warszawskich na wydarzeniach sportowych, a to nie wszystko. Patrząc na Pańskie dokonania w tak młodym wieku na myśl przychodzi znane powiedzenie “Polak potrafi”. Można powiedzieć, iż środowisko sportowe jest dla Pana drugim domem?

Dominik Butkiewicz: Nie uważam się za kogoś wybitnego. Po prostu zawsze chciałem robić w życiu coś ciekawego. Zresztą do tej pory świetnie mi to wychodzi. Nie mogę powiedzieć, żebym miał za dużo czasu wolnego, ale wszystko, nad czym pracuję, daje mi satysfakcję i poczucie bycia w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, a to duża wartość. Czy środowisko sportowe jest moim drugim domem? Zaryzykowałbym stwierdzenie, że nawet pierwszym. Większość dnia spędzam bowiem na pracy organizacyjnej dotyczącej sportu, a konkretnie futbolu. Naturalnie godzę to świetnie z pracą wojskową oraz z pewną działalnością ze strefy polityki i samorządu, ale to już temat na inną rozmowę, znacznie nudniejszą.

MF: Jak wspomina Pan początki. Co sprawiło największą trudność?

Dominik Butkiewicz: Jeżeli chodzi o kwestię zaangażowania się w młodzieżowe życie piłkarskie, to wspominam to z wielkim sentymentem, bowiem pamiętam to jakby to było wczoraj. Na niewyremontowanym wówczas boisku przy jednej z wawrzyszewskich szkół, dwaj młodzi zawodnicy, zapytali mnie czy jest szansa stworzyć drużynę na Bielanach, która zrzeszałaby najlepszych zawodników z okolicy, a która nie kolidowałaby z ich rozwojem w konkretnych klubach piłkarskich.

Chodziło o taką reprezentację dzielnicy. Wiedzieli oni czym się zajmuje w Sejmie, wierzyli, że jest to do zrobienia. Złożyłem wniosek i w ciągu dwóch tygodni, powstała taka inicjatywa pod patronatem Niezależnej Polityki Młodzieży. To były początki projektu PRIS. Trudności raczej nie było zbyt wiele, bo zawsze powtarzam, że nie każda rodzina tworzy dobry zespół, ale każdy dobry zespół tworzy rodzinę. Tak też było w tym przypadku. Drużyna szybko zyskała popularność, nowych zawodników i co najważniejsze – od samego początku zaczęła odnosić sukcesy. Dziś boisko, które było świadkiem tej pierwszej rozmowy, jest pięknym, wyremontowanym i ogólnodostępnym boiskiem. Na obecną świetność tego obiektu też miałem jakiś tam wpływ, ale nie będę się przechwalał, bo nie wypada. Ci dwaj zawodnicy, o których mówiłem, robią swoje, mimo iż jeden z nich z czasem zgubił wartości, które powinny budować sportowca. Może zmądrzeje, bo w tym roku skończył 19 lat.

MF: Wspomniał Pan o powstaniu PRIS. Gdyby określić go w kilku prostych zdaniach. Na czym skupiacie największą uwagę?

Dominik Butkiewicz: To dość trudne pytanie. PRIS to obecnie drużyna piłkarska (nie mylić z klubem piłkarskim), która stawia na pracę, rozwój, integrację i sport. Zresztą to od tych słów pochodzi nazwa drużyny. Podstawowa zasada, jaka panuje w PRISie, to wzajemny szacunek. Przynajmniej z założenia, bo oczywiście zdarzają się małe awantury, ale to wszystko wpisuje się w definicje tego sportu. Wydaje mi się, że w obecnej formule, stawiamy po prostu na ciekawą przygodę. PRIS to wręcz oderwanie się od ciężarów gry klubowej. U nas piłkarze często sami decydują o dniach treningowych, występach w turniejach czy rozgrywanych sparingach. Sami zawodnicy nie odczuwają u nas presji. Gra w takiej drużynie sprawia im po prostu przyjemność, a warto pamiętać, że w innych okolicznościach, ciężko byłoby im się spotkać, a nawet poznać, bo właściwie wygląda to tak – jeden trenuje w dobrym klubie, drugi w gorszym, a trzeci trenuje sam.

Dominik Butkiewicz
PRIS
MF: Można rzec, iż dosyć barwna przygoda. Pańscy podopieczni mają na koncie wiele zdobytych osiągnięć w krótkim czasie. Przytoczmy, chociażby turniej WLS Champions Cup, w którym zawsze brylują w topie. W czym tkwi sekret?

Dominik Butkiewicz: To akurat tylko ich zasługa. Są oni po prostu świetni. Trzeba pamiętać, że ci piłkarze na codzień trenują w najlepszych warszawskich klubach. Od dzieciaka wkładają mnóstwo pracy w treningi. Ich sukcesy to efekty właśnie tej pracy. Byłbym nieuczciwy, gdybym nie wspomniał, że akurat na tym turnieju znaczenie miała, przynajmniej w mojej opinii, rola kapitana. Zarówno w 2015, jak i 2016 r. opaskę nosił zawodnik, który po ostatnich mistrzostwach pożegnał się z drużyną. Był to efekt pewnego zagalopowania się, co ewidentnie jest winą jego młodego wieku. Nie mniej jednak był on i mam wrażenie, nadal jest legendą drużyny. Dlaczego o tym mówię? Nakreślam w ten sposób fakt, że bycie kapitanem każdej drużyny to ogromna odpowiedzialność i zobowiązanie. Kapitan musi być liderem. Nie każdy piłkarz ma natomiast cechy lidera.

MF: Podczas różnorakich warszawskich turniejów jest Pan dosyć blisko zespołu nie tylko podczas triumfów, ale także w tych nerwowych sytuacjach. Nie zawsze bowiem wszystko wychodzi. Co Pan wtedy im mówi? Można Pana określić bardziej typem “dobrego wujka”, czy raczej stawia Pan na rygor przede wszystkim?

Dominik Butkiewicz: Odpowiem od końca. Jestem po prostu szefem drużyny. Zresztą to właśnie tak zwracają się do mnie zawodnicy. Nie “trenerze”, nie “prezesie”, a po prostu “szefie”. To też pewna oryginalność, ale taką wykonuję rolę. Staram się być dla swoich piłkarzy także przyjacielem. Oficjalnie oczywiście jest pewna dyscyplina, ale nie ma jakiegoś rygoru. Są granice i zasady, których się trzymamy. Tak jak mówiłem wcześniej, szacunek to podstawa. Co do nerwowych sytuacji, na myśl przychodzi mi jedna, która zapadła całej drużynie w pamięć. Był to rok 2015. Odbywały się II Halowe Mistrzostwa Izabelina. Piłkarze PRISu mieli wtedy 16/17 lat.

Byli najmłodsi na tej imprezie, a mimo to w pierwszej fazie rozgrywek wywalczyli awans z pierwszego miejsca. Następnego dnia podczas drugiej fazy turnieju, również dali z siebie wszystko i sensacyjnie, również z pierwszej pozycji w grupie, awansowali do półfinału. Niestety półfinał odbywał się kilka godzin po fazie numer dwa. Przyjechaliśmy zmęczeni i oba mecze znacząco przegraliśmy. Używam tu formy “my”, bo faktycznie każdy był wtedy przegranym. W myśl razem wygrywamy, razem przegrywamy. To, co się wtedy wydarzyło w szatni, zapadło wszystkim w pamięć. Usiadłem na ławce. Była chwila ciszy. Jednak oczywiście zaczęła się rozmowa i nerwy wzięły górę. Pojawiły się łzy w oczach i zwyczajna niemoc. My mogliśmy wygrać, a zabrakło nam sił. Wówczas napastnik i późniejszy kapitan zespołu przerzucił winę na bramkarza, a bramkarz na niego. W tej atmosferze nasza jedynka po prostu wyszła z szatni. Nie będę powtarzał konkretnych zwrotów, ale zapewniam, że wszyscy je pamiętamy. To, co było w szatni, zostaje w szatni.

Dominik Butkieiwcz

MF: Realia rozwoju młodych talentów często rozjeżdżają się w dwie różne strony. Młody zawodnik często traci chłopięcy zapał i wolę ciężkiej pracy na rzecz rozmaitych dóbr. Jaka jest Pańska opinia na ten temat?

Dominik Butkiewicz: Sądzę, że gdyby młodzi piłkarze byli od młodych lat uczeni pewnych wartości oraz szacunku, to negatywna opinia nie dotyczyłaby całego środowiska. Z jednej strony mamy do czynienia z piłkarzami, którzy wkładają “od dzieciaka” mnóstwo pracy i serca w treningi, są zdyscyplinowani, odważni i konsekwentni (naprawdę takich nie brakuje), a z drugiej z takimi, którzy “coś tam” potrafią, uważają się za nadzwyczaj fajnych, utalentowanych i wszechstronnie uzdolnionych. Ci pierwsi z zasady gonią tych drugich, a ci drudzy z zasady szybciej, choć na krócej, osiągają sukcesy. Tam gdzie fejm, pieniądze i zabawa są stawiane nad ciężką pracę, rodzą się piłkarskie “kurwiny”, a z takimi nic nie da się zrobić. Z resztą nie trzeba, bo takich szybko zweryfikuje boisko i szatnia, a także to, czego mimo skończonych osiemnastu lat nie rozumieją, dorosłe życie.

MF: W życiu, jak i w sporcie. Praca nad PRISem daje Panu jeszcze szerszą możliwość pracy z młodzieżą. Pańskim zdaniem szkolenie młodego pokolenia znacząco zmieniło się na przełomie ostatnich lat?

Dominik Butkiewicz: Moim zdaniem nastąpił bum na wszelkiego rodzaju inicjatywy szkoleniowe. Powstają coraz to nowe kluby, a w tym kluby amatorskie. Jest duże zainteresowanie piłką nożną. Wydaje mi się, że jest to także “Efekt Lewandowskiego”, ja to tak przynajmniej nazywam. Mamy kadrę, która bryluje w rankingach. Za naszego życia odbyło się EURO 2012 w Polsce. Doczekaliśmy się zwycięstwa nad reprezentacją Niemiec. Nie ma Grzegorza Lato, jest Zbigniew Boniek. Nie ma Joanny Muchy, jest Witold Bańka. Dużo się zmienia na lepsze w polskim sporcie, a piłka nożna i tak sama się broni. Myślę, że to zainteresowanie na posyłanie dzieci na treningi to także efekt globalnego rozrostu portali społecznościowych.

Wiele informacji czerpiemy na bieżąco. Właściwie nie trzeba szukać, bo szkółki i młodzieżowe kluby same ubiegają się o podopiecznych. Ja nie mogę wprost określić czy szkolenie się znacząco zmieniło. Zmieniło się natomiast znacząco podejście. Jeden z piłkarzy PRISu, obecnie kapitan starszego zespołu, czyli tzw. “podstawy” jest dla mnie wzorem tego, jak powinno wyglądać trenowanie. Na jego przykładzie widzę, co to znaczy praca, wyrzeczenia i obowiązek gonienia za marzeniem. Za jakim marzeniem? To chyba oczywiste. Obserwuje szkolenia młodych piłkarzy od kilku lat. Jedno jest pewne. Poziom gry jest znacząco wyższy niż kilka, kilkanaście lat temu. To także zasługa rywalizacji i motywacji. Każdy młody piłkarz zdaje sobie sprawę, a przynajmniej powinien, że konkurencja jest ogromna. Teraz w piłce potrzeba pracy, talentu, szczęścia i przebojowości.

MF: Ciężka praca jest jednym z głównych aspektów pozwalających na rozwinięcie skrzydeł nie tylko dla zawodników. Jak to jednak wygląda, gdy porównamy ją z edukacją. Na co Pan stawia w pierwszej kolejności: praca, czy nauka?

Dominik Butkiewicz: W zasadzie, to nie ode mnie zależy. Ja sam, udzielam nieodpłatnie korepetycji swoim piłkarzom z kilku humanistycznych przedmiotów. Naturalnie obserwuje ich dojrzewanie do podejmowania trudnych decyzji, a także widzę trudności, jakie powstają, gdy chcą oni jednocześnie dawać z siebie wszystko na boisku i przy szkolnej ławce. Trudno mi w to uwierzyć, ale pierwsi piłkarze, z którymi zacząłem sportową przygodę, w tym roku pisali maturę. W zasadzie to słowo “matura” jest dla nich najczęściej zamknięciem etapu edukacji. Przynajmniej na razie. Dodam, że oni po prostu widzą siebie w większości w świecie futbolu. Wiadomo, iż to duże pieniądze i najlepszy zawód świata, jednak przytoczę historię piłkarza, a konkretnie bramkarza z Legii Warszawa, który występował w CLJ, który nadal gra, choć już amatorsko, a jego marzeniem jest studiowanie… medycyny. Bardzo porządny i ułożony chłopak. Także, wiele się zmienia z wiekiem.

MF: Spoglądając na etap szkolenia młodych sportowców warto zauważyć, że wielu z nich porzuca dalszą edukację na rzecz piłki nożnej. Przyszłość jednak piszę własną, nieobliczalną historię i może się okazać, iż niegdyś “młody talent” wypadnie z obiegu. Co dalej? Przytaczając tutaj sytuację blisko 90-krotnego reprezentanta Polski, Jakuba Błaszczykowskiego, który w grudniu obronił pracę dyplomową, kończąc studia I stopnia ? Da się pogodzić obydwie kwestie?

Dominik Butkiewicz: Zauważymy jednak, że pan Błaszczykowski zrobił to z pewnym… ba… z ogromnym zapleczem. Jemu na tym etapie na pewno było łatwiej. Z tym że życie pisze różne scenariusze. Historia Jakuba Błaszczykowskiego to także przykre karty. Jest to człowiek, którego chyba każdy z nas darzy ogromnym szacunkiem. Mój serdeczny kolega z “jednej ławki”, który obecnie występuje w III-ligowym Świcie Nowy Dwór Mazowiecki, często powtarzał, że “maturka… przydałaby się”.

Z tego założenia wychodzi większość młodych piłkarzy. To takie zabezpieczenie, właśnie na wypadek niepowodzenia w tym sporcie. Najgorzej jednak jest spaść z wysokiego konia. Takich przykładów jest wiele, ale z doświadczenia wiem, że ogromną satysfakcję sprawia fakt zawdzięczania czegoś tylko sobie. Co innego z młodymi zawodnikami, którzy mają wszystko “z góry”. Takim trudno będzie dorosnąć. Co z tego, że mają kontrakty po kilka tysięcy, skoro nie znają wartości złotówki i najczęściej nie kierują się w życiu miarą odpowiednią do ich roli i statusu.

MF: Wróćmy jednak do Pana. Gdyby wszelkich zajęć było mało, to przebywa Pan również w sferze warszawskiej Legii jako honorowy kibic. Dzięki temu obserwacja polskiego futbolu obejmuję również najwyższy szczebel rozgrywek. Czego Pańskim zdaniem brakuje polskiej piłce? Chociaż nasi reprezentanci poczynili ogromny progres, to rodzime rozgrywki dalej odbiegają znacząco od średniej Europy.

Dominik Butkiewicz: Legii Warszawa zawdzięczam naprawdę piękne chwile. Wiążą się one z niezawodową służbą wojskową. Jak wiadomo Legia to Centralny Wojskowy Klub Sportowy, a żywa legenda klubu pan Lucjan Brychczy to pułkownik Wojska Polskiego, przed którym miałem nawet zaszczyt stanąć na baczność i zamienić kilka słów.

Wróćmy jednak do samego pytania. Być może wiele brakuje naszym piłkarzom w szerokim tego słowa znaczeniu, ale pamiętajmy, że gdyby wszystkich naszych orłów, grających w zagranicznych klubach, ściągnąć do kraju, to czy by czegoś brakowało? Oczywiście mówię pół żartem, pół serio. Uważam, że jednak dogonimy w końcu inne, czołowe ligi Europy, choć osobiście jestem zdania, że nie jest to ogromna różnica. Znaczna, ale nie ogromna. No, ale w Ekstraklasie jest wszystko możliwe i z tego możemy być dumni. To jest piękno polskiej piłki.

 

MF: Prywatnie nie mógłbym pominąć tego pytania. Czy swego czasu przywdziewał Pan rolę piłkarza?

Dominik Butkiewicz: Myślę, gdyby którykolwiek z moich piłkarzy usłyszał to pytanie, no może z wyjątkiem Filipa Wojcieszaka, to by się szeroko uśmiechnął jak ja teraz. Zdradzę, że jeszcze w wieku 18 lat, ważyłem 120 kg. Swego czasu schudłem 32 kg i właściwie dopiero od tego momentu zacząłem się interesować sportem. Oczywiście gram dla rekreacji. Mogę powiedzieć, że dość często, ale to byłoby na tyle. Mam ten komfort, że podczas dni treningowych czy zgrupowań, gram systematycznie wraz z piłkarzami. Czasem nawet strzelam gole.

MF: Waga nie zawsze musi być przeszkodą. Wayne Shaw, były bramkarz Sutton United chętnie potwierdziłby tę tezę.

Dominik Butkiewicz: Oczywiście. Na nim się wzorowałem do osiemnastki. Zresztą jak grałem, to również na bramce. A tak zupełnie poważnie, podczas jednego z ostatnich spotkań, które oglądałem, chodzi o rozgrywki B-klasy, zauważyłem małego, grubszego zawodnika. Pierwsza myśl – co on tu robi? Jednak w meczu okazało się, że biega on szybciej niż pozostali piłkarze na boisku. Także, nie oceniajmy książki po okładce. Teraz rozumiem, że powinienem był zostać piłkarzem zawodowym. No, ale jakoś nie żałuję.

MF: Nie ma tego złego, niektórzy na tym skorzystali. Mowa oczywiście o Pańskich podopiecznych. Gdy chce Pan odpocząć od pracy, czym się zajmuje? Oglądanie futbolu bądź sama gra dalej rodzi “młodzieńczą” radość?

Dominik Butkiewicz: Nauczyłem się, że nic tak nie odstresowuje, jak piłka nożna, a w zasadzie po prostu sport. Lubię też grać w FIFE, ale to chyba oczywiste. Ostatnio przegrywam średnio pięć spotkań na sześć, ale mimo wszystko to wzbudza porządny efekt odpoczynku. Najczęściej w realu gram po prostu z moimi najmłodszym piłkarzami, a wirtualnie, co ciekawe, z tymi starszymi. Kiedyś chciałbym tę zasadę zmienić, ale wiadomo, że im człowiek starszy, tym więcej ma na głowie. Ja z kolei wychodzę z zasady, którą świetnie opisują słowa św. Jana Pawła II – Ze wszystkich rzeczy mniej ważnych, piłka nożna jest tą najważniejszą.

MF: We wcześniejszej rozmowie wspomniał Pan, iż w najbliższej przyszłości zamierza wydać książkę. Mógłby Pan nakreślić nam tematykę, czego możemy się spodziewać?

Dominik Butkiewicz: Tematyka pierwszej książki sprowadza się do właśnie świata młodzieżowego futbolu. Ja występuje w roli obserwatora. Przez kilka lat mogłem przyglądać się, jak jedni dorośleją, a inni zwyczajnie głupieją. Jak jedni zaczynają, a inni kończą. Celowo unikam nazwisk, tak jak w rozmowie z Panem, ponieważ nie chce żadnego piłkarza stawiać w niezręcznej sytuacji. Oni sami wiedzą o kim mowa, a ich przykłady świetnie obrazują wątki, które opisuje.

MF: Czyli planuje Pan dłuższą serię?

Dominik Butkiewicz: Czas pokaże. Wierzę, że mam jeszcze wiele do zaobserwowania.

MF: Mówiąc w skrócie. Jak Pan widzi swoją przyszłość na arenie polskiego futbolu?

Dominik Butkiewicz: Wyobrażam sobie, że za parę lat, usiądę wygodnie na stadionie i będę oglądał mecze reprezentacji Polski z udziałem moich piłkarzy. Nie oczekuję wiele od polskiego futbolu, bo już mi dał coś cenniejszego od pieniędzy – satysfakcję, o której mówiłem. Dzięki piłce nożnej poznałem prawdziwych przyjaciół. Nie planuje być trenerem, bo uważam, że są i będą w tym lepsi ode mnie.

Chciałbym robić to, co robię teraz. Angażować się w życie sportowe, a jedyne co planuje, to przez jakiś czas robić to poza stolicą Polski. Wtedy będę miał pełniejsze wejrzenie w całokształt. Kierunki już znam, ale to na razie moja tajemnica. Sport i polityka, chcąc nie chcąc idą w parze. Będąc młodzieżowym ministrem sportu i turystyki, jeździłem na turnieje, wręczałem nagrody, przemawiałem. Wtedy nie mogłem wiele zdziałać, ale kto wie… Wybory co jakiś czas się odbywają. Zobaczymy.

Dominik Butkiewicz
Futbol to coś więcej…
MF: Oczywiście rozmawiając o rozwoju polskiej piłki nie może zabraknąć pytania odnośnie występu “Biało-Czerwonych” podczas turnieju Mistrzostw Europy u-21. Sroga porażka ze Słowacją, trochę lepsze spotkanie ze Szwecją jednak w rezultacie na remis i na koniec lanie od Anglików. Pańskim zdaniem Polska mogła pokazać więcej? Jak wypadliśmy na arenie europejskiej jako organizatorzy?

Dominik Butkiewicz: Nasuwa mi się pytanie, czy ktokolwiek sądził, że wypadniemy tak słabo? Myślę, że spełnił się najgorszy scenariusz, bo przecież ponownie na “naszym EURO” nie wygraliśmy żadnego spotkania. Fakt, faktem, że to rozgrywki mimo wszystko młodzieżowe. Uważam, że najwięcej przegrał trener Dorna, bo wszyscy pamiętamy wypowiedź Krystiana Bielika, odnoszącą się do systemu prowadzenia szkoleń i przygotowania do tych mistrzostw. Czy ten młody, moim zdaniem zbyt wygadany, ale jednak bardzo perspektywiczny chłopak nie miał racji? Zostawiam to pytanie bez odpowiedzi. Cóż mogę dodać – szkoda, szkoda i jeszcze raz szkoda. Nazwiska nie grają, a nam zabrakło drużyny.

MF: Wielu rodaków obwinia Marcina Dornę, że nie był w stanie zapanować nad odpowiednim przygotowaniem drużyny. Mimo iż niektórych spraw nie powinno wyciągać się na światło dzienne, a w tym przypadku na łono mediów to czy Bielik nie miał trochę racji? Słabe wyniki to jedno, ale momentami brakowało zapału.

Dominik Butkiewicz: Uważam, że nie powinniśmy wieszać psów na trenerze Dornie, bo on już przegrał imprezę życia. Tak mi się wydaję. Pamiętajmy, że zainteresowanie tego rodzaju imprezą wzrosło wśród kibiców dlatego, że te rozgrywki odbywały się w naszym kraju. Stąd wielkie nadzieje, stąd wielki doping, stąd rozczarowanie i stąd w końcu krytyka. Tylko warto zaznaczyć, że sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą. Są osoby, które powinny wyciągnąć wnioski z tej porażki i za to trzymam kciuki.

MF: Zieliński i Milik to dwa nazwiska, których nie mieliśmy przyjemności oglądać podczas tego turnieju. Uważa Pan, że mocno wpłynęło to na wyniki naszej reprezentacji?

Dominik Butkiewicz: Najbardziej brakowało mi mimo wszystko drużyny z prawdziwego zdarzenia, ale tak, sądzę, że ich brak miał duży wpływ na wyniki. Pamiętamy przecież ostatnie występy Piotra Zielińskiego. Profesor na boisku. Tego nam zabrakło… W zasadzie bardzo wiele nam zabrakło, a może nie tyle nam co naszym reprezentantom. Oglądając mecz z Anglikami, momentami nie dowierzałem, że my naprawdę tak gramy.

MF: Hiszpania kontra Niemcy w finale. Powtórka z seniorskich ME z 2008 roku? Patrząc pod kątem tegorocznych rozgrywek, możemy śmiało powiedzieć, że grają najlepsi?

Dominik Butkiewicz: Liczyłem na awans Anglików. Mimo wszystko, uważam, że bardzo ciekawy finał z najlepszymi ekipami turnieju. Gdybym miał obstawić, stawiałbym na Hiszpanów. Ich dotychczasowe wyniki i styl gry utwierdzają mnie w tym przekonaniu.

MF: Nie tylko Pana (śmiech). Gdyby miał Pan dać kilka wskazówek “młodym wilkom”, którzy wiążą swoją przyszłość ze sferą futbolu to, co by to było?

Dominik Butkiewicz: W zasadzie to nie tyle wskazówka, co życzenie. Chciałbym, aby młodzi piłkarze byli tak samo wartościowymi facetami na boisku, jak i poza nim. Żeby tematyka alkoholu, papierosów i miękkich narkotyków była im obca, a przynajmniej nie dobrze znana. Chciałbym, aby widzieli oni w przeciwniku, takiego samego człowieka jak w sobie – z pasją, zamiarami i marzeniami, które chce realizować. Chciałbym, żeby nie starali się być maszynkami do kopania, ale po prostu dobrymi, przygotowanymi, uczciwymi i mądrymi sportowcami. Jeżeli można to nazwać wskazówkami, to widzę to w ten sposób. Dodam, tylko jedno i przypomnę, są tacy zawodnicy, którzy mają w sobie te cechy, ale ich trudniej zauważyć.

MF: Trzymamy za Pana kciuki! Dziękuję za wywiad.

Dominik Butkiewicz: Dziękuję bardzo Panie Redaktorze, pozdrawiam cały zespół MF.

Z Dominikiem Butkiewiczem rozmawiał redaktor MF, Michał Kwieciński.