Działacze Piasta Gliwice muszą tknąć w swoją drużynę nowego ducha. Przedostatnia pozycja w lidze, ostatnie zwycięstwo datowane na 18 listopada, a do tego rozpędzająca się czerwona latarnia – Pogoń Szczecin. Wszystko to wskazuje na jedno – w Gliwicach potrzebują pomysłu. I speców od jego realizacji. Karol Dybowski, który prawdopodobnie zostanie zaprezentowany na Górnym Śląsku na dniach i Piotr Marciniec przechodzący właśnie testy w Piaście to zawodnicy, którzy będą bić się o miejsce w podstawowej jedenastce, a w konsekwencji…
o utrzymanie.
Walka o utrzymanie. To fraza, które zapewne wybrzmiewa w głowie Waldemara Fornalika nieustannie i coraz bardziej dokuczliwie. Kiedy wszystko się wali, potrzebna jest zmiana. Albo stabilizacja. Pytanie, co jest bardziej ryzykowne w przypadku drużyny z Gliwic? Roszady kadrowe i nowe nazwiska, choć mogą okazać się gwoździem do trumny będącej już w kryzysie drużyny, wydają się być najrozsądniejszym wyborem. Piast postawił na młodość. Bynajmniej dotychczasowe przymiarki do klubu zdają się stać za tą tezą.
Karol Dybowski – liczby to nie wszystko
Karol Dybowski ostatnie lata spędziła w Siarce Tarnobrzeg. Po długiej przygodzie w Unii Tarnów golkiper trafił właśnie na Podkarpacie, a tym samym do II ligi. Świetna statystyka, jeśli chodzi o ilość występów między słupkami, to coś, co z pewnością zaimponowało działaczom Piasta. W zeszłym sezonie Dybowski stanął na bramce tarnobrzeżan 36 razy. W minionej rundzie 22. Te liczby mówią same za siebie, chociaż jeśli chodzi o wpuszczone bramki tak różowo już nie jest – w minionej rundzie aż dziewięciu bramkarzy II ligowych drużyn wyciągało piłkę z bramki rzadziej niż Dybowski. W ubiegłym sezonie było już zupełnie nieciekawie – mimo dobrej 6 pozycji Siarki na finiszu rozgrywek, Dybowski zapisał na swoim koncie 50 straconych bramek. Oczywiście – taka statystyka może mówić więcej o linii obrony drużyny z północnego Podkarpacia, niż o samym bramkarzu. Idąc dalej – może bez Dybowskiego Siarka mogłaby chwalić się jeszcze “ciekawszym” bilansem bramkowym? Piast musiał zobaczyć w zawodniku coś więcej niż suche liczby.
Jak sam Dybowski mówił w wywiadzie dla portalu nowiny24: “Lubię presję i nigdy mi ona nie przeszkadzała. To działa na mnie wręcz motywująco.” Jeśli to presja rzeczywiście motywuje młodego golkipera, to stając w bramce gliwiczan będzie zmotywowany jak na dzień przed maturą z matmy. Jeśli chodzi o Ekstraklasę, więcej motywującego dreszczyku emocji i zdzieranych do niemożliwości nerwów przed każdym spotkanie zaserwowanoby mu tylko w pewnym klubie z nad morza…
Piotr Marciniec z apetytem na Ekstraklasę!
W poprzednim sezonie podstawowy gracz mieleckiej Stali. W minionej rundzie – grał sporo, ale w ostatnich dziesięciu meczach pełne 90 minut rozegrał tylko… dwa razy. Drużyna pomocnika, coraz odważniej poczyna sobie na zapleczu Ekstraklasy i chce włączyć się do walki o najwyższą klasę rozgrywkową. Marciniec mógłby zapewnić sobie ją w trybie przyspieszonym. Ten młody pomocnik, pochodzący z Rzeszowa, sporą cześć swojej młodzieżowej kariery spędził w Łodzi, trenując w tamtejszym UKS SMS. W Stali zawitał wraz z nadejściem sezonu 2015/2016. W premierowy sezonie jako rezerwowy, w kolejnym był już niemalże pewniakiem w składzie. 21-letniemu zawodnikowi nie można odmówić umiejętności i woli walki. Pytanie tylko – jak zawalczyłby o podstawową jedenastkę w Ekstraklasowym, coby nie mówić, zespole? Sam Marciniec musi mieć ciężki orzech do zgryzienia… Wybrać stosunkowo stabilną pozycję w bijącym się o ekstraklasę pierwszoligowcu, czy postawić wszystko na jedną kartę i zawalczyć o podstawowy skład w Gliwicach, gdzie przecież bardzo prawdopodobny wydaje się spadek?
Piast najpewniej zakontraktuje dwójkę młodych, perspektywicznych graczy. Na Górnym Śląsku łatają dziury i patrzą w przyszłość, bo inwestycja w młodość zawsze popłaca, a najlepiej pokazują to sąsiedzi z konurbacji – Górnik Zabrze. Do ratowania okrętu potrzeba jednak doświadczenia, opanowania i stoickiego spokoju, wzbogaconego wypracowanymi do perfekcji umiejętnościami …
a może właśnie tej młodzieńczej butności i waleczności?
Jak to w sporcie – złotego środka nie ma. Trzeba podjąć ryzyko.