Latem 2016 roku był jednym z najgorętszych nazwisk w świecie młodzieżowej piłki. Dziś pamiętają o nim jedynie polscy kibice i nieliczni sympatycy Leicester City. W drugą rocznicę transferu Bartka Kapustki do zespołu ówczesnego Mistrza Anglii prześledzimy, co działo się z wychowankiem Tarnovii i jego karierą przez ostatnie 24 miesiące.
12 czerwca 2016 roku. Godzina 18:00. Stadion w Nicei. Polacy zaczynają swoją przygodę w finałach Mistrzostw Europy we Francji. Od pierwszej minuty w biało-czerwonej koszulce po boisku biegać będzie 19-letni Bartosz Kapustka. Zawodnik Cracovii gra prawie do samego końca, dopiero w 88. minucie zmienia go Sławomir Peszko. Kapustka jest gwiazdą tamtego popołudnia. Choć to Arkadiusz Milik zdobył zwycięską bramkę, to właśnie “Kapi” zrobił na wszystkich najlepsze wrażenie. Irlandczycy z Północy, zwłaszcza Ci grający na prawej stronie boiska, jeszcze długo nie zapomną starcia z młodym Polakiem. W trakcie meczu, jak i po nim, twitter dosłownie pęka w szwach. Na piedestał Kapustkę wynoszą szanowani na całym świecie eksperci, na czele z Garym Lineakerem i Rio Ferdinandem. Nie ma co ukrywać. Swoim występem w Nicei Kapustka wywalczył sobie transfer do zachodniego klubu.
Kasa na stół, Kapustka jedzie do Anglii
Oczywiście, nie można pod żadnym pozorem zapomnieć, że Kapustka miał wówczas za sobą naprawdę udany sezon w klubowej piłce. W Ekstraklasie rozegrał 33 spotkania, w których cztery razy wpisał się na listę strzelców i dziewięciokrotnie otworzył kolegom drogę do bramki. Niemniej jednak, gdyby nie wspinały mecz z Irlandią Północną, to Kapustka z całą pewnością nie mógłby nawet liczyć na zainteresowanie największych potentatów europejskiej piłki.

Takim właśnie potentatem było w tamtym okresie Leicester… a przynajmniej chciało być. Zespół Claudio Ranieriego nie miał zamiaru wracać do szarej rzeczywistości po sezonie, którego nie wyśniłby sobie nawet najwierniejszy fan “Lisów”. Wyszło, jak wyszło, ale transfer Kapustki wpisywał się w filozofię długoterminowego projektu, który miał umożliwić Leicester zajęci stałego miejsce w gronie najlepszych angielskich klubów. Na konto Cracovii trafiło 5 milionów euro i dokładnie 3 sierpnia 2016 roku Bartosz Kapustka został nowym zawodnikiem Leicester. Wspomniana data jest również datą debiutu Polaka w koszulce “Lisów”. Niecodzienny zbieg okoliczności, jednak nie ma tutaj mowy o żadnej pomyłce.
Ramię w ramię ze swoim pracodawcą
Można powiedzieć, że marzenia o podboju zachodu runęły w porównywalnym tempie do marzenia Leicester o utrzymaniu się na szczycie Premier League. Czyli krótko mówiąc – szybko.
Przygoda Kapustki z angielskim zespołem zaczęła się od sparingu z Barceloną, wspomnianego już 3 sierpnia. Polak pojawił się na murawie na ostatnie pół godziny. Swoją grą nie zachwycił, aczkolwiek nikt na samym początku przecież nie wymagał od niego genialnych występów w zupełnie obcym środowisku. Trzeba jednak otwarcie przyznać, że potem było już tylko gorzej.
Kapustka przez cały sezon nie doczekał się debiutu w Premier League. Nie stawiali na niego ani Claudio Ranieri ani później Craig Shakespeare. Szczytem marzeń była ławka rezerwowych w ligowym meczu lub występ – zazwyczaj w niepełnym wymiarze czasowym – w spotkaniu pucharowym. Na częstszą grę reprezentant Polski mógł liczyć jedynie w rozgrywkach Premier League 2, w których meldował się na boisku dziesięciokrotnie. To było jednak zdecydowanie za mało. Na konsekwencje nie trzeba było długo czekać. Kapustka stracił zaufanie selekcjonera Nawałki i musiał pogodzić się z degradacją do kadry U-21. Tam czekał na niego zimny prysznic w postacie fatalnych Mistrzostw Europy, podczas których Kapustka rozegrał zaledwie 59. minut. Wychowanek Tarnovii miał prawo czuć się kompletnie zagubiony, a ewentualnego rozwiązania z beznadziejnej już sytuacji na próżno było wówczas szukać.
Z deszczu pod rynnę
Koniec końców lekarstwem na wszystkie problemy miało być wypożyczenie Bartka do innego zespołu. Kapustka trafił do niemieckiego Freiburga i jeśli komuś nie przeszkadza fakt, że będę w tym miejscu subiektywny, to od razu powiem, że klub z zachodniej części Niemiec wydawał mi się kiepskim miejscem na to, aby porządnie odbić się od dna. Jak się okazało, niestety moje obawy okazały się słuszne. Kapustka, zamiast wypłynąć na powierzchnię wpadł w jeszcze ciemniejsze głębiny.

Jedną z nielicznych zalet rocznego pobytu w Badenii-Wirtembergii Kapustki była sporadyczna gra w Bundeslidze. Były gracz Cracovii pojawił się na boisku w 7 meczach, na które złożyło się niewiele ponad 230 minut. W meczu z Wolfsburgiem “Kapi” zdołał wpisać się na listę strzelców, ale nawet to nie przekonało trenera Christiana Streicha do młodego Polaka. Niemiecki szkoleniowiec otwarcie przyznał w wywiadzie, że Kapustka musi się po prostu nauczyć bronić. Bez tego, nie ma co liczyć na więcej minut na niemieckich boiskach. No i faktycznie, tych minut było jak na lekarstwo. Można zatem wywnioskować, że nawet jeśli Bartek robi postępy, to są to postępy minimalne, które nie pozwalają walczyć o pierwszy skład w tak wymagających ligach jak liga niemiecka, czy angielska.
Kolejny skok na głęboką wodę
Wraz z zakończeniem ligowych zmagań w zeszłym sezonie stało się jasne, że Kapustka będzie zmuszony wrócić do Anglii. Już w maju pojawiły się głosy, że 21-latek wraca do Leicester tylko na moment. Wielu wróżyło mu rychły powrót do Ekstraklasy, najpewniej do warszawskiej Legii. Patrząc jednak na przebieg sytuacji w ostatnich tygodniach, nic nie wskazuje na to, żeby Kapustka miał znów zarabiać na życie w naszym kraju.
Claude Puel, który objął stanowisko trenera Leicester w październiku minionego roku, nie skreśla na starcie Kapustki. Francuski trener lubi mieć w kadrze swojego zespołu młodych zawodników, a grę opiera w dużej mierze na posiadaniu piłki i grze kombinacyjnej. Kapustka powinien być zatem beneficjentem filozofii wyznawanej przez niespełna 57-letniego szkoleniowca. Polak na razie w spokoju bierze udział w przygotowaniach do sezonu, a pod koniec lipca pojawił się na boisku w dwóch meczach sparingowych.
Obecna sytuacja, choć na pierwszy rzut oka wygląda nieźle, wciąż jest jednak daleka od ideału. Nie można zapominać, że gdy sezon ruszy na dobre, Kapustka będzie zmagał się ze sporą rywalizacją w klubie. Demarai Gray, James Maddison czy Fousseni Diabate nie należą do grupy zawodników, którzy w piłkę na wysokim poziomie grają od wczoraj. Problem może być również sam poziom Premier League, który dla niejednego utalentowanego piłkarza okazał się barierą nie do pokonania.

Warto w tej chwili przywołać słowa Radosława Gilewicz oraz kolegi Kapustki z Freiburga – Juliana Schustera. Obaj Panowie powiedzieli wprost, że “Kapi” rzucił się po prostu na zbyt głęboką wodę. Rozwoju Polaka nie można w żadnym stopniu nazwać harmonijnym. Przed przejściem do Leicester zabrakło mu gry w swego rodzaju tranzytowej lidze, nieco słabszej od Premier League. Gdyby zebrał doświadczenie gdzieś poza Ekstraklasą przed zakotwiczeniem w Anglii to dziś on sam, jak i jego kariera znajdowaliby się w innym miejscu. Właśnie z tego względu obawiam się, że kolejne podejście w Leicester może zakończyć się kolejną klęską. Mam jednak szczerą nadzieję, że tym razem moja intuicja wprowadza mnie w ogromny a błąd, a już za kilka miesięcy Bartek Kapustka ponownie znajdzie się na ustach całej piłkarskiej Europy.