Jeremi Angowski – Młodzieżowy Futbol http://mlodziezowyfutbol.pl portal informacyjny o piłce młodzieżowej Mon, 08 Jul 2019 13:06:23 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.1.1 http://mlodziezowyfutbol.pl/wp-content/uploads/2018/07/cropped-MFLOGOnew-32x32.png Jeremi Angowski – Młodzieżowy Futbol http://mlodziezowyfutbol.pl 32 32 CLJ: “Grając młodszymi zapłaciliśmy frycowe” – sezon 18/19 w Szczecinie. http://mlodziezowyfutbol.pl/artykuly/nowinki/clj-zaplacilismy-frycowe-sezon-18-19-w-pogon-u-18/ Mon, 17 Jun 2019 13:23:04 +0000 http://mlodziezowyfutbol.pl/?p=20408 W Szczecinie miniony sezon CLJ uznają za udany. To nie oznacza jednak, że dziewiąte miejsce w tabeli zadowala piłkarzy i trenerów Pogoni. Celem jest rozwój zawodników, a wynik stanowi absolutne tło. Dziewiąte miejsce, jedenaście porażek i 47 bramek straconych. Negatywne liczby dość mocno dały o sobie znać w kontekście minionego sezonu dla Pogoni. Jednak dla […]

Artykuł CLJ: “Grając młodszymi zapłaciliśmy frycowe” – sezon 18/19 w Szczecinie. pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
W Szczecinie miniony sezon CLJ uznają za udany. To nie oznacza jednak, że dziewiąte miejsce w tabeli zadowala piłkarzy i trenerów Pogoni. Celem jest rozwój zawodników, a wynik stanowi absolutne tło.

Dziewiąte miejsce, jedenaście porażek i 47 bramek straconych. Negatywne liczby dość mocno dały o sobie znać w kontekście minionego sezonu dla Pogoni. Jednak dla równowagi należy wspomnieć o 10 punktach przewagi nad strefą spadkową, 11 ligowych zwycięstwach i 56 bramkach zdobytych. Te statystyki są czysto poglądowe, bo sam trener Łęczyński nie przywiązuje do tego typu wyliczeń większej wagi. W Pogoni jak mantrę powtarzają, że liczy się rozwój indywidualny, progres i postęp. Da się wyczuć, że nie są to korporacyjne hasła bez pokrycia, a szczera i wprowadzona w życie idea, która napędza proces szkoleniowy w Szczecinie.

Zrozumiawszy filozofie i cele klubu łatwiej interpretować wyniki, które na samym początku sezonu zapowiadały, że CLJ będzie miała nowego hegemona. Seria sześciu zwycięstw z rzędu nie przeszła bez echa i Szczecinianie zostali już po miesiącu rozgrywek okrzyknięci ich nowym faworytem. Faktycznie same nazwiska mogły imponować tym, którzy obserwują młodzieżową piłkę i juniorskie reprezentacje Polski. Pogoń U-18 zaczynała sezon z Kozłowskim, Wędrychowskim, Żurawskim i Smolińskim w składzie. W realiach CLJ to naprawdę to była naprawdę drużyna przez duże D. A przecież w ataku biegał jeszcze Hubert Turski, który wydawał się być pewnym kandydatem do korony króla strzelców ligi.

man, Pogoń U-18
Hubert Turski, fot. Akademia Pogoni

Po pięknej serii przyszedł kultowy w tych rozgrywkach bój z wicemistrzem, zakończony wygraną Śląska 5:4. W Pogoni dublet zaliczył Kacper Kozłowski, a po drugiej stronie hattrickiem popisał się Samiec-Talar. To spotkanie było dla Pogoni, która zagrała w optymalnym zestawieniu, początkiem końca serii miażdżenia rywali. W tabeli za plecami czyhała niezmordowana Korona, a Pogoń stopniowo zaczęła przerzucać talenty do drużyny rezerw. “Wiemy, że w przyszłości nie cały zespół będzie grał w piłkę, a jednostki. Dlatego postawiliśmy na indywidualności. Przez to byliśmy biedniejsi o punkty i liczby zwycięstw” – komentował ruchy kadrowe w zespołach Pogoni Piotr Łęczyński, trener “Portowców”.

Pikowanie

Szczecinianie stopniowo przesuwali się w dół tabeli i jesień ukończyli już na piątym miejscu. Runda wiosenna rozpoczęła się dużymi nadziejami, bo od dwóch kolejnych przekonujących zwycięstw, wpierw z Legią, a potem z Lechem. Były to jednak trudnego łatwe początki, gdyż już na wiosnę Pogoni brakowało kilku kluczowych ogniw z rundy jesiennej. Konsekwentne przesuwanie najlepszych jednostek do drużyny rezerw sprawiło, że w CLJ mogły ogrywać się mniej znane nazwiska. Choć po prawdzie, tych najlepszych, jak choćby Turskiego, też w składzie Pogoni U-18 nie brakowało. Nie raz ich obecność była aż nadto zauważalna. Faworyci trenera Łęczyńskiego szybko jednak znów wrócili do rezerw, w których widoczny był deficyt boiskowych liderów. Pogoń musiała więc znów tasować talią wychowanków, w rezultacie czego od 22 kolejki zespół trenera Łęczyńskiego nie zdołał wygrać żadnej ligowej konfrontacji.

“Na wiosnę mieliśmy zdecydowanie zmieniony skład. Wielu chłopaków poszło już w zimę do zespołu rezerw. Jesień była potraktowana jako przetarcie przed wiosną. Zawsze podkreślaliśmy, że dla nas najważniejszy jest rozwój indywidualny zawodników, liczyliśmy się z tym, że mogą wystąpić konsekwencje w postaci braku punktów czy przegranych meczów” – znów podobnie o gorszej formie zespołu U-18 wypowiadał się Piotr Łęczyński.

W zasadzie po zagwarantowaniu utrzymania Pogoń przestała zdobywać punkty. “Portowcy” sezon zamknęli swoistą klamrą, bowiem zaczęli rozgrywki od sześciu kolejnych zwycięstw, a skończyli na sześciu porażkach z rzędu. Nie było jednak paniki, a w ostatnim meczu sezonu większość drużyny stanowili chłopcy z ekipy do lat 17. Jak powiedział szkoleniowiec szczecińskiej młodzieży, nawet porażki wiele wnoszą do procesu szkoleniowego. “Zawodnicy wiedzą już, jak to jest przegrać po jednym błędzie i wracać dziesięć godzin autokarem. Wiedzą, jak to jest, będąc drużyną lepszą, przegrać czy zremisować mecz. Wiedzą z czym to się je i jak każdy moment spotkania jest ważny, bo na takim poziomie momenty decydują o końcowym wyniku” – zauważył opiekun dziewiątego zespołu tabeli.

Przekuć dominację na gole

Trzeba dodać, że nie były to porażki z grona tych kompromitujących. Zawodnicy Pogoni w wielu meczach mieli przewagę optyczną, budowali akcję, ale brakło im wyrachowania i doświadczenia, zimnej krwi. Przed własnym polem karnym nie udało im się ustrzec od błędów i wielokrotnie musieli poczuć gorycz porażki. Za rywali głównie mieli ekipy, które były mniej lub bardziej zamieszane w walkę o utrzymanie, także i ten aspekt nie przemawiał za “Portowcami”. “Chcieliśmy, żeby szczególnie w tej drugiej części rundy wiosennej w CLJ grali chłopcy z roczników 2002 i 2003, czyli spora część drużyny U-17 i rzeczywiście tak było, a mimo przegranych meczów z tych zawodników jesteśmy zadowoleni. Oprócz trzech spotkań, w których odstawaliśmy od przeciwnika, w każdym z pozostałych byliśmy albo równorzędnym, albo lepszym zespołem. Grając dużą liczbą młodych zawodników zapłaciliśmy frycowe” – tłumaczył Łęczyński.

PRZECZYTAJ, CO POWIEDZIELI TRENERZY PO FINALE MISTRZOSTW ŚWIATA U-20!

Z perspektywy trenera, jak i całego szczecińskiego klubu najważniejsze jest, że udało się odesłać kolejnych juniorów do rezerw, a niektórzy nawet zdołali zadebiutować w pierwszym zespole. “Nie robimy tego na pokaz, taką mamy politykę. Gdy graliśmy z Koroną Kielce, dwóch najlepszych juniorów zostało przesuniętych do drugiej drużyny, by grać w III lidze. Dziewięciu zawodników, którzy tego samego dnia mogli grać w ekipie U-18, w meczu na głównej płycie, przy kamerach, z liderem, wystąpiło w trzeciej lidze w meczu z Sokołem Kleczew” – mówił trener Pogoni U-18.

“Za parę lat nikt nie będzie pamiętał, na którym miejscu zakończyła rozgrywki drużyna U-18 Pogoni Szczecin. Chciałbym, żeby za parę lat dziennikarze czy ludzie, którzy interesują się piłką znali nazwiska chłopaków i wtedy będzie można przytaczać statystyki, ile meczów wygrali w juniorach” – dodawał.

Filip Balcewicz, fot. Kurier Szczeciński

Melodia przyszłości

Od tego roku w Centralnej Lidze Juniorów zobaczyliśmy pierwsze przebłyski talentów wyczekiwanego w Polsce rocznika 2003. W Pogoni na tle starszych kolegów wyróżnić się zdołali już Kacper Kozłowski czy Hubert Turski, których skauci Tottenhamu ocenili jako graczy z potencjałem na piłkarzy klasy światowej. Teraz wiele mówi się o zainteresowaniu hiszpańskiej Valencii Mateuszem Łęgowskim. Trener Łęczyński nie ukrywał, że jeśli chodzi o chłopców z Pogoni, pogłoski o dużych umiejętnościach chłopców z rocznika 2003 nie są przypadkowe.

“Tak, to bardzo mocna grupa. Prowadziłem w zeszłym roku rocznik 2003, odpadliśmy w półfinale (CLJ U-15 – red.) z Zagłębiem. Później prowadzona przeze mnie i trenera Maćka Mateńkę reprezentacja województwa zachodniopomorskiego zdobyła mistrzostwo Polski kadr wojewódzkich. Uważam, że na olimpiadzie młodzieży to duże osiągnięcie. Wielu z tych chłopaków ma już za sobą debiuty w juniorskich reprezentacjach Polski i konsultacje szkoleniowe czy selekcyjne. Rzeczywiście wielu z nich będzie w drużynie U-18, ale kilku z nich jest lub będzie w rezerwach” – opowiadał.

Wydaje się więc, że dla akademii Pogoni Szczecin przychodzą dobre czasy, w których o miejsce w tabeli nikt nie będzie musiał się martwić. Jedyną przeszkodą może okazać się trwająca przebudowa obiektów Pogoni, o której jednak trener nie wspominał w negatywnym świetle. Kolejny raz trzeba to przyznać, ale znów Pogoń mimo nie najlepszej sytuacji wynikowej klaruje się na jednego z liderów szkolenia w naszym kraju. Aczkolwiek zgodnie z filozofią szkoleniowca Pogoni U-18 z oceną należy jeszcze poczekać, kiedy (i czy w ogóle) nazwiska wychowane w Szczecinie zrobią hałas.

Artykuł CLJ: “Grając młodszymi zapłaciliśmy frycowe” – sezon 18/19 w Szczecinie. pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
Młodzieżowy mundial zaskoczeń http://mlodziezowyfutbol.pl/artykuly/felietony/mlodziezowy-mundial-zaskoczen/ Fri, 14 Jun 2019 13:00:38 +0000 http://mlodziezowyfutbol.pl/?p=20342 Przed nami dwa ostatnie spotkania mistrzostw świata do lat 20. Śmiało można powiedzieć, że to turniej obfitujący w zaskoczenia i niespodziewane rezultaty. Faworyci zostali odprawieni z kwitkiem, a o medale zawalczą głównie zespoły z łatką “czarnych koni”. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który jeszcze w maju wieszczył tak szybkie odpadnięcie z mistrzostw reprezentacji Portugalii czy […]

Artykuł Młodzieżowy mundial zaskoczeń pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
Przed nami dwa ostatnie spotkania mistrzostw świata do lat 20. Śmiało można powiedzieć, że to turniej obfitujący w zaskoczenia i niespodziewane rezultaty. Faworyci zostali odprawieni z kwitkiem, a o medale zawalczą głównie zespoły z łatką “czarnych koni”.

Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który jeszcze w maju wieszczył tak szybkie odpadnięcie z mistrzostw reprezentacji Portugalii czy Argentyny. Niech przed szereg wyjdą eksperci, którzy po fazie grupowej spodziewali się tak długiej obecności Ekwadoru w Polsce. Wreszcie niech ujawni się człowiek, który stawiał na Ukrainę czy Koreę w finale. Obiektywnie wszystkie z tych zdarzeń były mało prawdopodobne. Co dopiero pomyśleć, że wszystkie się spełniły.

Najszybszą i całkiem trafną kontrą byłoby powiedzenie, że przecież to piłka młodzieżowa. W niej sytuację irracjonalne mają miejsce znacznie częściej niż w profesjonalnej piłce. Jednak nie do końca zgodne z prawdą jest, iż to właśnie ta “młodzieżowość” najlepszych drużyn zaprowadziła je tak daleko. Sprawdziły się podobne schematy, które doprowadziły Francję do mistrzostwa świata w Rosji. Kluczowa okazała się dojrzałość, kolektywność i dobrze zorganizowana defensywa. Faworyci okazali się piłkarsko niedojrzali. Momentami wydawało się, że piłkarze Portugalii czy Francji mieli przeświadczenie, że grając bez większego wysiłku, konsekwencją wygrają bój z rówieśnikami. Nie należy odbierać im zaangażowania, ale było go trochę mniej niż u tych, którzy zaszli daleko.

Dyscyplina, ale nie “autobus”

Dyscyplina taktyczna okazała się bardzo ważna, a nawet kluczowa w fazie pucharowej czempionatu. Gdy spojrzymy na parę finalistów, możemy z pełnym przekonaniem powiedzieć, że to ułożone, pewne swoich atutów drużyny, których taktyka to złoty środek pomiędzy zorganizowaną i kompaktową defensywą a młodzieżową kreatywnością w ofensywie. Ukraina i Korea to najpewniej drużyny, których schematy są najbardziej widoczne na boisku. Jednocześnie, gdy spojrzymy na fragmenty chociażby półfinałów, Korea wcale nie chowała się za podwójną gardą, a Ukraina nie postawiła autobusu przed własnym polem karnym. Prawdopodobnie, nawet gdyby podopieczni Petrakova i Jung-Yonga chcieli zastosować jakieś skomplikowane warianty taktyczne, nie udałoby im się to, ponieważ to wciąż piłka młodzieżowa, za dużo w niej błędów indywidualnych.

CLJ U-17: LECH GROMI KORONĘ I JEST W FINALE!

W zasadzie już po 1/8 finału było wiadomo, że to jest i będzie turniej niespodzianek. Przebojowe Mali po pełnym najnudniejszych przestojów i najciekawszych fragmentów spotkaniu wyeliminowało Argentyńczyków. Reprezentacja Mali zaskarbiła sobie serca wielu kibiców, szczególnie w Bielsko-Białej, gdzie Polacy konsekwentnie dopingowali Afrykańczykom. Malijczykom jednak zabrakło tego, z czym zaczęli turniej. Mahamoutou Kane w fazie grupowej postawił na twardą defensywę i ofensywnie usposobieni piłkarze Mali z początku wydawali się trochę uwięzieni w systemie. Na szczęście dla kibiców, defensywna strategia Kane’a nie wypaliła i Malijczycy potrafili niejednokrotnie grać – jak to mówi Jurgen Klopp – heavy metal. Konfrontacje z Arabią Saudyjską, Francją, Argentyną i Włochami okazały się fenomenalnymi koncertami.

O włos w finale

Piłkarskich thrillerów nie omieszkali zaprezentować kibicom również Koreańczycy z Południa. Finalista znany z minimalizmu w ćwierćfinale musiał momentalnie przestawić wajchę i dać całą naprzód, gdy Senegal atakował. Po 90 minutach wydawało się, że Afrykańczycy są już o krok od półfinału, ale Lee Ji-Sol uratował Azjatów. Chwilę później bardziej szalona dogrywka. Kiedy wydawało się, że więcej dramaturgii nie może już być, Koreańczycy fatalnie zaczęli serie rzutów karnych, żeby na końcu wyjść zwycięska ręką. Pokazali niesamowity charakter, który poniósł ich do finału. Wszystkim zarządza “Generał” Lee Kangin, który może tylko żałować, że już jest zawodnikiem Valencii, bo tak zgłosiłyby się po niego największe kluby Europy. Dwóch reprezentantów Korei wciąż gra w drużynach uniwersyteckich. Właściwie należy mówić w czasie przeszłym, bo po takim występie nie ma szans, że ktoś ich stamtąd nie wyciągnie.

Co więcej zaskoczy?

Przed turniejem dużo mówiło się o RPA, Nigerii, Mali czy Japonii, jako o kandydatach na czarnego konia. Gdy spojrzy się na rozkład koszyków, w najlepszej czwórce mistrzostw nie znalazł się żaden zespół z pierwszego koszyka. W finale zmierzy się przedostatnia ekipa drugiego koszyka z przedostatnią drużyną trzeciego koszyka! Królem strzelców mistrzostw świata zostanie Erling Haland, który wszystkie dziewięć goli zdobył w jednym spotkaniu z Hondurasem. Trochę tych absurdów doświadczyliśmy, ale absolutnie nie świadczy to o słabym poziomie mistrzostw, a wręcz przeciwnie, bo faworyci wcale tragicznie nie grali, a odpadli zasłużenie.

Ostatnim absurdem, zaskoczeniem i lekkim rozczarowaniem jest już sprawa zupełnie pozaboiskowa. Po EURO U-21 wszyscy chyba spodziewali się większej widowni na meczach mistrzostw świata. Kibice faktycznie uwierzyli, że do Polski przyjeżdżają przyszłe gwiazdy futbolu i popyt na bilety był, jednak przeszkodą okazał się… system biletowy FIFA. Problemy logistyczne były bolączką wielu kibiców, którzy ochoczo wybierali się na stadion, by uświadczyć zamkniętych bram. Nie raz niestety miała miejsce taka sytuacja, kiedy to przy w połowie wypełnionym stadionie, kilka dni przed meczem w systemie nie było już biletów. Na szczęście, jeśli chodzi o tych, którzy na stadion przyszli, trzeba powiedzieć o małym zaskoczeniu, ale pozytywnym. Chociaż w głębi duszy każdy chyba wiedział, że polscy kibice pokażą, jak się dopinguje, nie tylko na meczach rodaków.

Artykuł Młodzieżowy mundial zaskoczeń pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
CLJ: “Zwycięstwa tuczą, porażki uczą” – podsumowanie sezonu z trenerem Kobeszko http://mlodziezowyfutbol.pl/artykuly/wywiady/clj-zwyciestwa-tucza-porazki-ucza-podsumowanie-sezonu-z-trenerem-kobeszko/ Thu, 13 Jun 2019 15:49:28 +0000 http://mlodziezowyfutbol.pl/?p=20346 Mam takie powiedzenie: “Zwycięstwa tuczą, porażki uczą” – mówi Wojciech Kobeszko, trener Jagiellonii U-18. Nadszedł czas podsumowań, w tym roku nie byle jakich, bo po pierwszym sezonie w pełni centralnej i zreformowanej Centralnej Ligi Juniorów. Zaczynamy od Jagiellonii, która kryzysową jesień zamieniła w piękna wiosnę. Co więc było powodem tak słabej dyspozycji w 2018 roku? […]

Artykuł CLJ: “Zwycięstwa tuczą, porażki uczą” – podsumowanie sezonu z trenerem Kobeszko pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
Mam takie powiedzenie: “Zwycięstwa tuczą, porażki uczą” – mówi Wojciech Kobeszko, trener Jagiellonii U-18. Nadszedł czas podsumowań, w tym roku nie byle jakich, bo po pierwszym sezonie w pełni centralnej i zreformowanej Centralnej Ligi Juniorów. Zaczynamy od Jagiellonii, która kryzysową jesień zamieniła w piękna wiosnę. Co więc było powodem tak słabej dyspozycji w 2018 roku? Którzy zawodnicy najbardziej podobali się trenerowi? Dlaczego chłopcy zlekceważyli rozgrywki? Zapraszamy na wywiad z Wojciechem Kobeszko.
Jeremi Angowski: Jaka była różnica pomiędzy Jagiellonią na jesień, a tą na wiosnę?

Wojciech Kobeszko: Różnica polegała na tym, że wiosną mogliśmy systematycznie pracować i nie mieć kryzysu, jaki mieliśmy jesienią. Przede wszystkim chłopcy zmienili też swoje podejście i pojawiło się trochę więcej dyscypliny. Nie tyle samej dyscypliny, która była także jesienią, ale konsekwencji w działaniach na boisku, której nam brakowało na jesień. Gorzej graliśmy w defensywie jesienią niż wiosną. Wiosną broniliśmy tak jak zawsze, czyli całym zespołem. Jesienią pojawiały się indywidualne błędy i zespół też często źle reagował w defensywie.

Mówił Pan kiedyś, że chłopcy po zwycięstwie w CLJ U-17 za lekko potraktowali ligę i trochę ją zlekceważyli. Czy faktycznie tak było?

Tak. Można powiedzieć, że trochę straciliśmy czujność po tym sukcesie. Największym i głównym czynnikiem był nasz terminarz, przełożone mecze, chociażby ze względu na turniej w Holandii. Przełożyliśmy trzy spotkania, później doszły mecze reprezentacji młodzieżowej i łącznie wyszło koło sześciu przełożonych spotkań. Musieliśmy rozegrać te mecze w terminarzu środa-sobota, grając co trzy dni przez praktycznie półtora miesiąca. Wtedy niestety pojawiły się porażki, ciężko było wyczyścić głowy chłopakom. Pracując przez cały tydzień, byłoby to na pewno dużo łatwiejsze, a tak wpadaliśmy z jednego meczu w drugi. Myślę, że to nawet nie zmęczenie fizyczne dawało o sobie znać, lecz bardziej mentalne i psychiczne.

Myślę, że nie dźwignęliśmy tego między innymi właśnie przez to, że trochę za lekko, jak pan to dobrze określił, podeszliśmy do niektórych spotkań. Sukces z poprzedniego roku wyszedł nam troszeczkę bokiem. Mam nadzieję, że chłopcy wyciągną z tego dobrą naukę i skorzystają z tego w przyszłości, bo naprawdę uczulaliśmy ze sztabem szkoleniowym, że to nie będzie łatwa liga. Wiedzieliśmy, że są w niej naprawdę dobre zespoły. W każdym meczu można wygrać, ale i równocześnie trzeba się liczyć z porażką. Niekiedy tej piłkarskiej jakości brakowało w lidze, za to ambicji i zaangażowania żadnemu zespołowi nie można było odmówić.

Czy jest możliwe, aby cała grup zawodników straciła uwagę po takim sukcesie czy leży to bardziej po stronie jednostek? Chyba trudniej zarządza się zawodnikami po zdobyciu trofea.

Nie chodziło tu o indywidualności. My jako sztab szkoleniowy na pewno popełniliśmy jakieś błędy. Wnioski wyciągnęliśmy już w trakcie rundy, bo końcówkę jesieni mieliśmy bardzo dobrą, z sześciu ostatnich spotkań na jesień punkty zbieraliśmy w pięciu, przegraliśmy tylko jeden, ostatni, mecz rundy jesiennej z Wisłą Kraków. Można powiedzieć, że opanowaliśmy sytuację i wyszliśmy z dołka, niestety trochę za późno dla nas. Jeżeli chodzi o to, o co konkretnie pan zapytał, wydaje mi się przede wszystkim, że zawiedliśmy jako zespół. Powtórzę się, ale taka jest prawda. Brakło nam konsekwencji, właściwego podejścia. Przy braku konsekwencji pojawił się brak dyscypliny taktycznej na boisku. Nie mówię tu o dyscyplinie w zespole czy niesubordynacji. Właśnie te dwa aspekty sprawiły, że grając w tej lidze, musieliśmy za to zapłacić.

ZOBACZ NASZPIKOWANĄ GWIAZDAMI KADRĘ HISZPANII NA EURO U-21!

W niektórych momentach, używając nomenklatury bokserskiej, mieliśmy opuszczoną gardę. Jesienią traciliśmy głupie bramki, już wtedy mówiłem, że bardzo dużo indywidualnych błędów popełnialiśmy w tych spotkaniach. Ale, tak jak wcześniej mówiłem, formacje obrony i pomocy też nie funkcjonowały we właściwy sposób i przez to jako zespół w niektórych spotkaniach wyglądaliśmy fragmentami źle. Za te złe fragmenty płaciliśmy wysoką cenę, tracąc bramki. Jesienią rozegraliśmy też kilka ciekawych spotkań, w których pokazaliśmy się naprawdę dobrze, ale nie potrafiliśmy utrzymać tego poziomu przez większość czasu trwania spotkania.

Jak Pan motywował zawodników przed rundą, że znów zaczęli grać na miarę swoich możliwości? Straszył Pan spadkiem czy może motywował i mówił, że jest jeszcze szansa na dobre miejsce w tabeli?

Tak jak mówiłem, już jesienią nasza gra się mocno poprawiła. Na pewno przed rundą wiosenną mieliśmy świadomość, że jesteśmy niedaleko miejsca spadkowego, ale raczej za cel stawialiśmy sobie przede wszystkim, żeby zrehabilitować się za jesień i wejść do górnej połówki tabeli, co nam się udało w znakomity sposób. W końcu pokazaliśmy, na co nas stać, tak naprawdę. Jesienią momentami mieliśmy większe pole manewru ze składem. Wiosną, mimo mniejszego pola manewru, jeśli chodzi o skład personalny, poradziliśmy sobie zdecydowanie lepiej niż jesienią.

Długo rozmawialiśmy. Analizowaliśmy nasze mecze i przekonywaliśmy zawodników do zmiany podejścia i zwiększenia konsekwencji w tym wszystkim. Widać, że to zadziałało. Zaczęli znowu reagować właściwie. To czuć, gdy jest się trenerem. Czuć, gdy zespół zaczyna chwytać i rozumieć i przekłada to na boisko. Wtedy od razu pojawiają się wyniki. Teraz może i łatwo tak mówić, ale rzeczywiście tej konsekwencji i determinacji na pewno wiosną było dużo więcej. Jeżeli chodzi o samo podejście, mieliśmy świadomość, gdzie jesteśmy, ale spoglądaliśmy bardziej w górę tabeli i chcieliśmy przede wszystkim się odbić. Chociaż mieliśmy świadomość miejsca, w którym się znajdowaliśmy.

Patrząc przez pryzmat szkoleniowy, czy ten sezon miał więcej wartości, właśnie ze względu na trudności i ilość pracy, którą trzeba było wykonać w sferze mentalnej zawodników?

Myślę, że tak. Wiadomo, że po cichu w końcówce myśleliśmy, że może uda nam się doścignąć miejsce medalowe, ale teraz można gdybać. Aczkolwiek uważam, że zajmując czwarte miejsce, znaleźliśmy się w naprawdę ścisłej czołówce. Każdy zespół oprócz Korony Kielce miał problemy, lepsze i gorsze momenty. Jesienią już było u nas lepiej i wiosną to potwierdziliśmy. Stąd nasze czwarte miejsce, bardzo wysokie w tabeli, biorąc pod uwagę rundę jesienną. Myślę, że biorąc pod uwagę względy szkoleniowe, na pewno po tych przejściach zawodnicy mają większą świadomość. Myślę, że będą bardziej skoncentrowani i czujni.

Ja mam takie powiedzenie: “zwycięstwa tuczą, porażki uczą”. Wydaje mi się, że mimo tych porażek na jesień wyciągnęliśmy wnioski, bo wiosną było ich naprawdę niewiele. Można powiedzieć, że mieliśmy jedną poważniejszą wpadkę ze Śląskiem u siebie, a resztę spotkań rozegraliśmy na niezłym poziomie. Za to należą się brawa dla zawodników, bo widać, że weszli na kolejny etap i poziom piłkarstwa. Są zawodnikami, którzy mają więcej świadomości i być może będą mieli większe możliwości w przyszłości.

Który z zawodników zaliczył największy postęp, jeśli porównywać rundę jesienną i wiosenną?

Ważnym elementem naszego zespołu był Karol Struski, który mimo słabszej jesieni w wykonaniu zespołu, zawsze był najbliżej dobrego poziomu. Wiosną funkcjonował już bardzo dobrze, myślę, że to był zawodnik, który grał najrówniej. To był jeden z naszych najlepszych zawodników na przestrzeni całego sezonu. Na pewno za jesień należy wyróżnić też Macieja Twarowskiego, który był naszym najskuteczniejszym strzelcem w rundzie jesiennej. Wiosną na pewno duży postęp zrobili także Mikołaj Wasilewski i Maciej Bortniczuk. Maciek strzelił sporo bramek na wiosnę, Mikołaj natomiast miał i bramki, i asysty. W naszym zespołowym rankingu wewnętrznym najlepszymi zawodnikami na przestrzeni sezonu, licząc asysty i bramki, byli Mikołaj Wasilewski i Eryk Matus. Oni z Karolem Struskim i Maciejem Twarowskim byli najefektywniejsi. Ta czwórka zawodników najlepiej punktowała na przestrzeni całych rozgrywek.

Dobrze się spisali i mam nadzieję, że będą kontynuować swoją dobrą grę w następnym sezonie. Mam też nadzieję, że kilku z nich zadebiutuje w Ekstraklasie. Wiadomo, że Maciek Twarowski już zadebiutował, dlatego z niego wiosną korzystaliśmy dużo mniej, niż jesienią. Był głównie w pierwszym zespole, tylko na początku rundy zszedł do nas jeszcze na kilka spotkań, później już był do dyspozycji trenera Mamrota. Już jesienią debiutował w Pucharze Polski i na wiosnę zagrał w trzech meczach Ekstraklasy. Dopiero w końcówce wrócił do CLJ na kilka spotkań, w których zdobył jednego gola i w zasadzie tyle go mieliśmy wiosną (śmiech). Mam nadzieję, że ci chłopcy pomału będą stawiać coraz odważniejsze i lepsze kroki w piłce seniorskiej.

Jak z przyszłością tych zawodników, których pan wyróżniał? Czy są przewidziani na wypożyczenia, czy zostaną w pierwszej drużynie? Co z Michałem Ozgą, który moim zdaniem także mocno wyróżniał się w Jadze?

Michał Ozga rozegrał mniej więcej połowę minut w CLJ, gdyż często był zabierany do pierwszego zespołu, zarówno jesienią, jak i wiosną. Dlatego ciężko wyróżniać Michała, jeśli chodzi o naszą defensywę. Michał ma spory potencjał. Zadebiutował w meczu z Lechią i pokazał się z bardzo dobrej strony. Na pewno musi grać dużo więcej, niż grał do tej pory, żeby rzeczywiście pokazać swoją wartość w piłce seniorskiej. Prawdopodobnie kilku zawodników, o których rozmawiamy, pójdzie na wypożyczenia. Część także rozpocznie okres przygotowawczy z pierwszym zespołem Jagiellonii. Jest kilka wariantów. Nie wszystko jest jeszcze ustalone, ale na pewno część zawodników zostanie w drugim zespole i będzie stanowiła bezpośrednie zaplecze pierwszej drużyny. Zespół, który występował w tym roku w CLJ U-18 będzie tym zapleczem i większość z juniorów starszych będzie grała w rezerwach, a część zawodników na pewno zostanie wypożyczonych na ogranie czy to do pierwszej, czy to do drugiej ligi. Najlepsi, którymi interesują się trenerzy seniorów, spróbują swoich sił w pierwszym zespole. Mniej więcej tak to będzie wyglądało.

Czy fakt, że w Białymstoku reaktywowane są rezerwy sprawi, że w CLJ U-18 próbowani będą młodsi piłkarze, niż pozwala na to limit? W tym sezonie Jaga grała raczej rocznikiem 2000 i 2001, rzadko występowali młodsi piłkarze, tak jak chociażby w Pogoni czy w Lechu.

Czterech zawodników mogło grać z rocznika 2000, u nas grało głównie trzech. Grali Michał Ozga, Szymon Łapiński i Błażej Niezgoda, nie mieliśmy więcej zawodników z najstarszego rocznika. O sile naszego zespołu stanowił cały rocznik 2001, który w całości praktycznie przechodzi do drugiego zespołu. Teraz w CLJ będzie grał głównie rocznik 2002 i 2003. Jeżeli chodzi o ostatni sezon, Jakub Orpik (2003 – red.) zadebiutował i potem kilka razy zagrał w pierwszym składzie na początku rundy wiosennej. Zagrał trzy spotkania w pierwszym składzie i pokazał się z naprawdę niezłej strony, później grał w zespole CLJ U-17.

Jak by Pan ocenił pierwszy sezon w nowej formie CLJ? Czy obniżenie granicy wieku i scentralizowanie rozgrywek wyszło lub wyjdzie w przyszłości na dobre?

Za wcześnie jest na ostateczne oceny. Czas pokaże. Na pewno są plusy tej ligi, tak jak wcześniej powiedziałem. Jeżeli z jakimiś aspektami “nie dojedzie się na mecz”, mówię o determinacji, konsekwencji, zaangażowaniu, to się płaci za to bardzo wysoką cenę. Mecze naprawdę były zacięte, pełne walki, ale mimo wszystko brakowało niekiedy jakości piłkarskiej. Myślę, że akurat tego mogłoby być więcej. Nie wiem, czy obniżenie wieku miało wpływ na piłkarską jakość, być może tak, a być może nie.

Jest to trudny temat dla klubów, dla tych, którzy prowadzą zespoły, bo ci chłopcy mają jeszcze rok nauki przed sobą. Wychodzą do wieku seniora przed ukończeniem edukacji, przed egzaminem maturalnym i często przez to zmieniają miejsce zamieszkania. To często wprowadza trochę zamieszania i dezorganizacji. Nie wiem, czy to jest czynnik, który ma duży wpływ. Wydaje mi się, że troszeczkę ma, bo większość zespołów ma teraz rezerwy, więc zawodnicy w większości kończąc wiek juniora, będą przechodzić do zespołu rezerw lub do pierwszych zespołów.

Było naprawdę ciekawie. Liga na pewno była ciekawa. Jeździło się i nie raz trzeba było pokonać spore odległości. Graliśmy z naprawdę niezłymi zespołami. Można rzeczywiście powiedzieć, że to są najlepsze zespoły w Polsce. Suma summarum liga mogła się podobać, bo kolorytu dodawały transmisję z “Łączy Nas Piłka”. Marketingowo ta liga się na pewno “sprzedała”. Trzeba wyciągać wnioski, patrzeć w przyszłość i rozwijać ten młodzieżowy futbol.

Artykuł CLJ: “Zwycięstwa tuczą, porażki uczą” – podsumowanie sezonu z trenerem Kobeszko pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
CLJ: Jaga podtrzymuje serię! http://mlodziezowyfutbol.pl/clj/clj-jaga-podtrzymuje-serie/ Tue, 04 Jun 2019 15:43:28 +0000 http://mlodziezowyfutbol.pl/?p=20226 Jagiellonia pokonała w 30. kolejce CLJ 3:2 Pogoń Szczecin i powiększyła liczbę zwycięstw do sześciu z rzędu. Jaga zakończyła rundę na czwartym miejscu, wyprzedzając dziewiątą Pogoń o 9 punktów. Spotkanie rozgrywane na remontowanym głównym obiekcie Pogoni nie miało żadnej znaczącej stawki. Pogoń przed pojedynkiem wiedziała, że ligę skończy co najwyżej na siódmym miejscu, a Jaga […]

Artykuł CLJ: Jaga podtrzymuje serię! pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
Jagiellonia pokonała w 30. kolejce CLJ 3:2 Pogoń Szczecin i powiększyła liczbę zwycięstw do sześciu z rzędu. Jaga zakończyła rundę na czwartym miejscu, wyprzedzając dziewiątą Pogoń o 9 punktów.

Spotkanie rozgrywane na remontowanym głównym obiekcie Pogoni nie miało żadnej znaczącej stawki. Pogoń przed pojedynkiem wiedziała, że ligę skończy co najwyżej na siódmym miejscu, a Jaga mogła tylko obronić się przed spadkiem na piątą lokatę. Szczecinianie na tydzień przed zakończeniem rozgrywek zmienili menedżera, jednak nie byłą to zmiana, do jakiej przyzwyczaiły kibiców polskie kluby. Przejęcie przez Macieja Majaka zespołu do lat 18 miało aspekt szkoleniowy. Dla dotychczasowego drugiego trenera “Portowców” było to pierwsze zetknięcie z samodzielnym prowadzeniem drużyny, co ma zaprocentować w przyszłości i przekuć się na lepszą współpracę w akademii.

“Dziękuję całemu sztabowi za zaufanie, a zawodnikom za profesjonalne podejście do swoich obowiązków. To była świetna inicjatywa, która pozwoliła mi spojrzeć na pracę pierwszego trenera w inny sposób. Ten mikrocykl był dla mnie bezcennym doświadczeniem. Obowiązki, które po części na mnie spadły, pozytywnie wpłyną na mój dalszy rozwój” – przyznawał dla akademia.pogonszczecin.pl Maciej Majak.

OSTATNI W TYM SEZONIE #PRZEGLĄDCLJ – KLIKNIJ, ABY PRZECZYTAĆ PODSUMOWANIE 30. KOLEJKI CLJ!

Pogoń do spotkania przystąpiła w nieco odmłodzonym składzie, wystawiając tylko czterech piłkarzy z rocznika 2001 w pierwszej jedenastce. W Jagiellonii nie było za to kluczowych postaci. W zespole gości zabrakło Michała Ozgi, Szymona Łapińskiego, Mikołaja Nawrockiego, Przemysława Chyrchały, Bartosza Bayera, Kamila Sakowicza oraz Mateusza Gdowika.

Od pierwszych minut inicjatywę w spotkaniu przejęli gospodarze. Na tablicy wyników przebieg gry odbił się już w 20 minucie. Po dobrym dograniu Oskara Potocznego Jowin Radziński zewnętrzną częścią stopy pokonał Błażeja Niezgodę. Na stratę bramki lepiej zareagowali goście, którzy zaczęli przeważać i dążyć do wyrównania. Jeszcze przed przerwą okazje do tego mieli Twarowski czy Matus, ale piłka albo przelatywała nad poprzeczką, albo udaną interwencją popisywał się jeden z defensorów Pogoni.

Zaczęli z przytupem

Drugą część gry z podobnym animuszem rozpoczęła Jagiellonia. Najpierw chwilę po rozpoczęciu w poprzeczkę trafił Bortniczuk, by zaraz znów, za sprawą Kurkiewicza, goście trafili w obramowanie bramki. W końcu starania przyniosły efekt i w 49 minucie po zagraniu ręką Stolarczyka sędzia podyktował rzut karny dla gości. Jedenastkę pewnie wykorzystał Struski i był już remis. 11 minut później sędzia znów wskazał na wapno, bo tym razem w “16” faulował Rybicki. Do piłki podszedł Wasilewski i wyprowadził Jagę na prowadzenie 2:1.

Zespół trenerów Kobeszki i Pawłowskiego poczynił jednak podobny błąd co przeciwnicy i za bardzo oddał inicjatywę po wyjściu na prowadzenie. To zemściło się na nich na 9 minut przed końcem regulaminowego czasu gry, ponieważ po długim zagraniu do siatki trafił Bartosz Krzysztofek. W ostatnich minutach toczyła się batalia o zwycięstwo. Szalę wygranej na swoją korzyść ostatecznie przechyliła Jagiellonia.

“W końcówce meczu oba zespoły dążyły do zwycięstwa, ale to my zadaliśmy decydujący cios. Po podaniu Eryka Matusa sam na sam z bramkarzem znalazł się Michał Wolanin i strzałem pod poprzeczkę strzelił zwycięskiego gola w doliczonym czasie gry. Bardzo z tego się cieszymy, ponieważ bardzo udanie zakończyliśmy ten trudny sezon. Mimo słabej jesieni zajęliśmy wysokie, czwarte miejsce, za co chłopakom należą się gratulacje. Dzisiejszy mecz był bardzo trudny, ale okazał się dla nas szczęśliwy. Dziękuję zawodnikom za całą rundę. Wierzę, że dalej będą się tak rozwijać” – podsumował dla akademia.jagiellonia.pl trener Kobeszko.

PozycjaKlubMZRPGZGSGDPkt
130235276314574
2301911076542258
330166854352454
43014885749850
5301461066541248
630144124441346

Artykuł CLJ: Jaga podtrzymuje serię! pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
#PrzeglądCLJ: To już jest koniec… http://mlodziezowyfutbol.pl/clj/przegladclj-to-juz-jest-koniec/ http://mlodziezowyfutbol.pl/clj/przegladclj-to-juz-jest-koniec/#comments Tue, 04 Jun 2019 13:59:23 +0000 http://mlodziezowyfutbol.pl/?p=20217 Ostatnia, 30. kolejka Centralnej Ligi Juniorów już za nami. To już koniec, ale wciąż przecież nie znamy całego składu beniaminków w przyszłym sezonie. Pierwszy sezon scentralizowanej Centralnej Ligi Juniorów przeszedł oficjalnie do historii. Po wzlotach i upadkach wielu drużyn było widać, jak wymagającą ligą stała się CLJ i jak dużo trzeba zrobić, aby się w […]

Artykuł #PrzeglądCLJ: To już jest koniec… pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
Ostatnia, 30. kolejka Centralnej Ligi Juniorów już za nami. To już koniec, ale wciąż przecież nie znamy całego składu beniaminków w przyszłym sezonie.

Pierwszy sezon scentralizowanej Centralnej Ligi Juniorów przeszedł oficjalnie do historii. Po wzlotach i upadkach wielu drużyn było widać, jak wymagającą ligą stała się CLJ i jak dużo trzeba zrobić, aby się w niej utrzymać. Dlatego tym bardziej należy jeszcze raz docenić mistrza, który bardzo dobremu w tym sezonie Śląskowi uciekł aż na 16 punktów i zdecydowanie zdeklasował przeciwników. To również pierwszy sezon, w którym ujrzeliśmy odmłodzoną wersję ligi, choć jeszcze z dużym akcentem 19-letnich zawodników. Jednak już teraz widać było, że fizycznie ten jeden rok potrafi sporo zmienić i zawodnicy starsi w niejednym klubie pełnili kluczowe role. Ale najważniejsza część tych reform odbędzie się po sezonie, kiedy “bezrobotnym” piłkarzom przyjdzie dokonywać wyboru lub być wybranym.

Ostatnia kolejka

DataMeczCzas/WynikiKolejka

Czas na poszczególne podsumowania przyjdzie i o CLJ na naszej stronie będziemy mówić jeszcze długo po zakończeniu rozgrywek. Teraz wypada klasycznie podsumować ostatnią kolejkę i mecz po meczu przedstawić, co się na juniorskich boiskach w minionych dniach działo. Niestety już w ostatniej serii gier żaden zespół nie walczył o znaczące rozstrzygnięcie, ale wciąż mieliśmy chociaż derby Krakowa. Mecz nie tylko o prym w Krakowie, ale o wyższość w tabeli jednej z krakowskich ekip. O tym mówił kilka tygodni temu trener Wójs, jako cel stawiał drużynie zakończenie rozgrywek nad Wisłą w tabeli. Cel został zrealizowany, Cracovia ograła Wisłę 2:1 po golach Kruppy i Biernata i wygrała czwarte z rzędu derby w kategorii juniorskiej. Pasy po bardzo dobrej wiośnie ostatecznie zakończyły ligę na piątym miejscu, tuż za Jagiellonią i sześć “oczek” za trzecim Zagłębiem.

Wiosna poróżniła te zespoły

Jeśli o świetnej wiośnie mowa, od razu na myśl przychodzi w tym sezonie Jagiellonia. Jeszcze przed rundą rewanżową wydawało się, że Jadze bliżej do walki o utrzymanie, aniżeli do zajęcia jakkolwiek satysfakcjonującej lokaty. Tymczasem podopieczni Wojciecha Kobeszki i Jana Pawłowskiego nie przegrali od dziewięciu spotkań, a ligę zakończyli z serią sześciu zwycięstw z rzędu. Powiedzieć metamorfoza to nic nie powiedzieć. W ostatniej kolejce Jaga rozprawiła się 3:2 z Pogonią po golu Wolanina w 90 minucie. “Mimo słabej jesieni zajęliśmy wysokie, czwarte miejsce, za co chłopakom należą się gratulacje. Dzisiejszy mecz był bardzo trudny, ale okazał się dla nas szczęśliwy. Dziękuję zawodnikom za całą rundę. Wierzę, że dalej będą się tak rozwijać” – mówił po meczu trener Kobeszko.

MŚ U-20: ZOBACZ, CO MÓWILI POLACY PO SPOTKANIU Z WŁOCHAMI!

W odmiennych nastrojach tę rundę kończy Pogoń, dla której była to szósta porażka z rzędu. Pogoni znów brakło skuteczności i konsekwencji w grze. Ponadto Szczecinianie za bardzo pozwolili na dominację przeciwników na boisku, w rezultacie Jaga miała dużo więcej okazji. Trener Majak, który przejął na tydzień rolę pierwszego trenera, nie był tak krytyczny w ocenie. “Zagraliśmy dobre zawody, ale zabrakło nam kropki nad ?i?, seniorskiego wyrachowania w niektórych fragmentach. Zespół Jagiellonii był zdecydowanie starszy i swoje doświadczenie skrzętnie wykorzystał” – komentował spotkanie tymczasowy szkoleniowiec juniorów starszych.

Lech bezbramkowo zremisował z Zagłębiem Lubin w spotkaniu, w którym wiele roboty mieli bramkarze i, jak widać, dobrze ją wykonywali. Lechici, patrząc na wynik, kończą dość nieudany sezon. Lech grał bardzo w kratkę, momentami przeplatał co tydzień porażkę ze zwycięstwem. Zagłębie pewnie kroczyło po swoje i chociaż oczywiście była chrapka na wyższe miejsce, w Lubinie liczą na efekty długofalowe i z sezonu są zadowoleni. Niezadowolony ze spadku Motor wygrał z Elaną aż 3:0, godnie żegnając się z ligą. Do bramki trafiali Rak, Rybak i Kumoch, a więc znane lubelskim kibicom już nazwiska. Oba zespoły spadły z ligi, więc ostatnie tygodnie dla Elany i Motoru to już tylko dogrywanie i tak przegranego sezonu.

Niespodzianka i niedoszły play-off

Przed ostatnią kolejką o spadku dowiedział się Ruch Chorzów, na dodatek na własnym obiekcie po spotkaniu z wiceliderem. Tak więc konfrontacja z Escolą była meczem bez żadnej stawki. Gospodarze pokonali przyjezdny Ruch 2:1 po golach Prochowskiego i Szulca. Ruchowi ostatecznie zabrakło bardzo niewiele, bo tylko cztery “oczka”, jednak fatalna momentami runda jesienna odbiła piętno na lokacie w tabeli. Escola w ostatnich tygodniach mogła drżeć o utrzymanie, ale ostatecznie wielka pogoń Ruchu zakończyła się w samym Chorzowie. Warszawiacy zupełnie inaczej wyobrażali sobie wiosnę, przed rundą zapowiadając nawet walkę o TOP 6.

Pisał Prezes Escoli po ostatnim spotkaniu Warszawiaków w CLJ

No boisku wicelidera dużą niespodziankę sprawiła Arka Gdynia. Po bramkach Wilczyńskiego, Bohma i Szałeckiego Arkowcy wysoko pokonali gospodarzy 3:0. “Śledzie” sezon zakończyły na wysokim, siódmym miejscu w zestawieniu. To na pewno pozytywne zaskoczenie tej rundy, biorąc chociażby pod uwagę, że punkt za Arką rozgrywki zakończyła Wisła Kraków. Tuż nad Arką uplasowała się Legia, która w ostatniej kolejce zremisowała z mistrzem kraju. Premierowego gola dla Legii zdobył Dawid Wach (2000), a czwartym golem w sezonie dla Korony wyrównał Zvonimir Petrovic. Legia, która w poprzednich latach przyzwyczaiła do bycia hegemonem w CLJ, ten dość nieudany sezon zakończyła z 28 punktową stratą do lidera.

W ostatnim starciu 30. serii gier niedawno utrzymany w lidze Górnik zmierzył się z pewnym spadku Bełchatowem. Górnicy przegrali 0:1 na własnym stadionie i postawili kropkę na sezonie, który wymagał wiele pracy i trudu. GKS Bełchatów był niemal od początku typowany na spadek i te przeczucia się sprawdziły, jednak “Brunatni” nie opuścili ligi bez walki. Skończyli z sześciopunktową stratą do bezpiecznego miejsca, co rozwiewa pogłoski, jakoby mieli być tylko chłopcem do bicia.

Bitwa o awans!

Dwa miejsca dla beniaminków w CLJ są już przesądzone. Do najwyższej klasy rozgrywkowej wracają Lechia Gdańsk oraz Łódzki UKS SMS. W grupie C wciąż w walkę zamieszane są Gwarek Zabrze i Miedź Legnica. Matematyczne szansę ma jeszcze Chrobry Głogów, ale na dwie kolejki przed końcem traci pięć punktów do pierwszego Gwarka, więc realne szanse raczej już pogrzebał. Co ciekawe, w ostatniej kolejce ligi druga Miedź zmierzy się z pierwszym Gwarkiem. Możliwe więc, że będziemy świadkami bezpośredniego starcia o awans do CLJ.

W grupie D bardzo bliski awansu jest Hutnik Kraków. Hutnicy pokonali bowiem w minionej kolejce 4:1 drugą Garbarnie i dzięki tej wygranej mają już pięć punktów przewagi. Do końca zostały dwie kolejki i wydaje się, że Hutnicy mają za duży margines błędu, żeby stracić prowadzenie w tabeli.

Centralna Liga Juniorów U-18 2018/2019

PozycjaKlubMZRPPkt
130235274
2301911058
330166854
430148850
5301461048
6301441246
7301381044
8301341343
9301181141
10301321541
11301221638
1230981335
1330871531
1430851729
15306101428
1630362115

Artykuł #PrzeglądCLJ: To już jest koniec… pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
http://mlodziezowyfutbol.pl/clj/przegladclj-to-juz-jest-koniec/feed/ 1
Polacy po meczu z Włochami: “Zabrakło szczęścia” http://mlodziezowyfutbol.pl/artykuly/ms-u-20/polacy-po-meczu-z-wlochami-zabraklo-szczescia/ Mon, 03 Jun 2019 17:16:18 +0000 http://mlodziezowyfutbol.pl/?p=20212 Przegraliśmy z Włochami 1:0 i odpadliśmy z mistrzostw świata w 1/8 finału. Piłkarze mieli apetyty na więcej i zgodnie twierdzili, że do wygranej zabrakło głównie szczęścia. Szczęśliwie doszliśmy do 1/8 finału, ale według naszych piłkarzy zabrakło szczęścia. Choć Włosi nie dominowali i cofnęli się w drugiej połowie, mecz mieli raczej pod kontrolą i specjalnie pozwalali […]

Artykuł Polacy po meczu z Włochami: “Zabrakło szczęścia” pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
Przegraliśmy z Włochami 1:0 i odpadliśmy z mistrzostw świata w 1/8 finału. Piłkarze mieli apetyty na więcej i zgodnie twierdzili, że do wygranej zabrakło głównie szczęścia.

Szczęśliwie doszliśmy do 1/8 finału, ale według naszych piłkarzy zabrakło szczęścia. Choć Włosi nie dominowali i cofnęli się w drugiej połowie, mecz mieli raczej pod kontrolą i specjalnie pozwalali naszej kadrze wejść na połowę. Jednocześnie było widać, iż z piłką przy nodze zawodnicy wychowani w klubach Serie A, B czy C czują się lepiej i łatwiej stwarzają dogodne okazje. Mimo tego Polacy faktycznie mieli kilka szans na zdobycie gola, których nie wykorzystali.

“Powiedziałem po meczu z Senegalem, że będziemy grać, jak równy z równym, obojętnie kto na nas będzie czekał. Myślę, że drużyna i ja pokazaliśmy razem, że się da, że walczyliśmy jak równy z równym i zabrakło nam jedynie szczęścia” – mówił po meczu Jakub Bednarczyk. “Ludzie oglądali taką Polskę, jaką chcieliby oglądać. Walczącą, stwarzającą sobie dogodne sytuacje. Taka jest piłka, jedni mają pecha, inni szczęście, nieszczęśliwy karny i przygrywamy ten mecz” – komentował spotkanie Dominik Steczyk.

Napastnik grający w czwartej lidze niemieckiej dwukrotnie w tym spotkaniu miał znaczący wpływ na wynik. Poza oczywistym zagraniem ręką, Steczyk miał również na nodze “piłkę meczową” w 93 minucie, kiedy z bliskiej odległości trafił w bramkarza Włoch. “Piłka była wysoko w górze, wiadomo, chciałem uderzyć najlepiej, jak mogłem. Ciężko było czysto trafić. Przy odrobinie większym szczęściu mogła ta piłka wejść w siatkę, ale tak się nie stało” – wyjaśniał reprezentant Polski.

Łzy zawodu

Trochę inaczej po meczu wypowiedział się Serafin Szota, który na wywiad wyszedł ze łzami w oczach. “Na ten moment naprawdę jest strasznie ciężko mi coś powiedzieć. To nie jest wytłumaczenie, po prostu naprawdę nie wiem co mam powiedzieć. Na pewno czegoś zabrakło, będziemy mieli analizę i wtedy się dowiemy, czego. Nie wiem, może skuteczności, może chłodnej głowy pod bramką przeciwnika. Trzeba sobie powiedzieć, że dzisiaj to nie był nasz zły mecz i dorównywaliśmy Włochom” – podsumowywał prawy obrońca kadry.

ZOBACZ PEŁNE PODSUMOWANIE SPOTKANIA POLAKÓW Z WŁOCHAMI

Trzeba się także zgodzić. Mecz z Włochami był naszym najlepszym na mundialu, co jest jednoznaczne z tym że ten turniej w naszym wykonaniu był słaby. Nie strzeliliśmy gola żadnej poważnej drużynie, armat wystarczyło tylko na Tahiti. Chciałoby się powiedzieć, że to wina skuteczności napastników, ale winna jest cała drużyna, która stwarzała okazji zdecydowanie za mało. Sprawiedliwie stało się, że nie przeszliśmy dalej. Jeśli jednak chcemy być sprawiedliwi, trzeba uznać, że patrząc na przebieg tego mecz, szanse na awans były.

“Wychodzimy z podniesioną głową”

“Ciężko mówić, czy jesteśmy zadowoleni. Na pewno nie jesteśmy po takim meczu, który mogliśmy wygrać. Nastroje nie są za dobre, odpadamy z turnieju, ale cele, które mieliśmy, zrealizowaliśmy, wyszliśmy z grupy. Po takim meczu nie możemy być zadowoleni, mogliśmy wygrać” – słusznie zauważył Steczyk. Natomiast z drugiej strony, popadanie w skrajność po jednym niezłym meczu to przesada. “Myślę, że nieraz pokazywaliśmy, że jesteśmy w stanie dorównać potęgom Europy czy świata, więc na pewno wychodzimy stąd z podniesioną głową i patrzymy pozytywnie w przyszłość” – dość przesadnie o całym turnieju powiedział Serafin Szota.

“Można powiedzieć, że były fragmenty gry, kiedy Włosi nie mieli nic do powiedzenia, gdzie my prowadziliśmy grę, byliśmy zdecydowanie drużyną lepszą. Po gwizdku sędziego każdy wiedział, że odpadamy z turnieju w naszym domu, gdzie naprawdę mogliśmy dzisiaj dojść do tego ćwierćfinału, to jest naprawdę przykra sytuacja” – także na wyrost po meczu mówił napastnik polskiej kadry, Dominik Steczyk. Nie można winić chłopaków za to, że poza boiskiem dali z siebie wszystko, ale chyba ktoś musi nauczyć ich realnie oceniać sytuację na boisku. Trzeba być krytycznym i umieć przyznać się do faktu, iż jest się słabszym od przeciwnika. Niestety, trochę wygląda to tak, jakby kibicie i zawodnicy żyli w dwóch różnych światach.

Mundial zaprocentuje?

Najważniejszy jednak po całym turnieju jest fakt, że zawodnicy zebrali cenne doświadczenie, które może zaprocentować w przyszłości. “Myślę, że to otoczenie, wyjście na mecz, na pełny stadion, dopingujący na maksa kibice. To uczucie, bycia na mistrzostwach świata to jest coś, czego nie zapomni się do końca życia” – podkreślał Jakub Bednarczyk. Jak mówił Jacek Magiera, dla wielu z nich to ostatnie występy z orzełkiem na piersi. Dlatego tak ważne będą teraz wspomnienia tych młodych chłopaków. To pozytyw, o którym wspomniał m.in. Szota. “Jestem strasznie szczęśliwy, że poznałem tę grupę osób. Bardzo dużo ten turniej mi dał. Na końcu pozostanie niesmak, bo jestem ambitną osobą i bardzo szkoda tego meczu, ale same pozytywne wspomnienia pozostaną” – kończył defensor Zagłębia Lubin.

Artykuł Polacy po meczu z Włochami: “Zabrakło szczęścia” pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
Niestety. Przegrywamy i odpadamy z MŚ U-20 http://mlodziezowyfutbol.pl/artykuly/ms-u-20/niestety-przegrywamy-i-odpadamy-z-ms-u-20/ Sun, 02 Jun 2019 18:37:51 +0000 http://mlodziezowyfutbol.pl/?p=20191 Odpadamy z turnieju po nieznacznej porażce 1:0 z reprezentacją Włoch. To był nasz najlepszy mecz na turnieju, a i tak wciąż wiele brakuje nam do naszych rywali. Włosi w słoneczne popołudnie w Gdyni mogli poczuć się jak w ojczyźnie. Warunki do gry były idealne, murawa idealna, nic tylko cieszyć się piłką. Paolo Nicolato wystawił najprawdopodobniej […]

Artykuł Niestety. Przegrywamy i odpadamy z MŚ U-20 pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
Odpadamy z turnieju po nieznacznej porażce 1:0 z reprezentacją Włoch. To był nasz najlepszy mecz na turnieju, a i tak wciąż wiele brakuje nam do naszych rywali.

Włosi w słoneczne popołudnie w Gdyni mogli poczuć się jak w ojczyźnie. Warunki do gry były idealne, murawa idealna, nic tylko cieszyć się piłką. Paolo Nicolato wystawił najprawdopodobniej najmocniejszą jedenastkę, jaką dysponuje na turnieju w Polsce. W ataku duet Scamacca – Pinamonti, w pomocy na Slisza i Makowskiego czekał Pellegrini, a w defensywie trójka stoperów Ranieri, Del Prato i Gabbia. Selekcjoner Magiera desygnował bliźniaczy skład do tego z meczu z Senegalem, jedyna zmiana nastąpiła na “dziewiątce”. W miejsce Adriana Benedyczaka wszedł Dominik Steczyk.

Azzurri od pierwszych minut podchodzili blisko polskiej bramki, ale to nie deprymowało wystarczająco Polaków w rozegraniu. Piłkarze Jacka Magiery jak zawsze próbowali rozegrania od tyłu, które klasycznie już było skuteczne do połowy boiska. Wielokrotnie próby prawą stroną spalały na panewce, gdyż dobrze naszą grę czytał Tripadelli. Choć kibiców było mniej niż na meczach w Łodzi (10 232), ci gdyńscy także dawali próbki swoich głośnych gardeł i wspierali raz po raz Polaków. Po kilku minutach rozegrania Polacy zaczęli stwarzać sobie sytuacje i naprawdę nieźle wyglądała nasza linia pomocy, która radziła sobie z włoskim środkiem pola. Groźny strzał oddał Marcel Zylla, ale piłka przeleciała obok bramki Plizzariego.

Klasyk, czyli dobry początek i krzywa w dół

Włosi polskiej bramce zagrażali tylko z rzutów rożnych, przy których niesamowity chaos panował w naszym polu karnym. Wreszcie nasza gra wyglądała tak, jakby piłkarze rozumieli wzajemnie siebie na boisku. Po czasie do głosu doszli bardziej Włosi, ale także nie tworzyli klarownych sytuacji, a prędzej mieli po prostu większe posiadanie piłki. Bardzo agresywnie grał Scamacca, a Pinamonti próbował chyba za pięknie przyjmować i podawać, bo nic z tego nie wychodziło. Pierwsza prawie stuprocentowa szansa na bramkę dla Włochów zaistniała po naszym błędzie w rozegraniu piłki, ale przestrzelił na szczęście Pinamonti.

W 36 minucie po rzucie wolnym Włochów w naszym polu karnym piłkę ręką odbił Steczyk. Sędzia podyktował słuszny rzut karny, choć nasz napastnik nie zagrywał umyślnie. Pinamonti pewnie podszedł i jeszcze pewniej słynną panenką pokonał Radosława Majeckiego. Dosłownie minutę przed przerwą mogło być 2:0, gdyby Scamacca lepiej wykorzystał szybką kontrę Włochów. Po pierwszej połowie bylibyśmy szczęśliwsi, jeśli Polacy podtrzymaliby grę z pierwszych minut całą pierwszą część gry. Niestety jednak po drodze zgubiliśmy tę pewność, z którą wyszliśmy dziś na boisko i wszystko zaczęło wyglądać, jak w spotkaniach grupowych.

45 minut zasadnych nadziei

Drugą połowę, podobnie jak pierwszą, zaczęliśmy od mocnego uderzenia, dosłownie i w przenośni, mowa o próbie Marcela Zylli. Golem zapachniało także w drugą stronę, ale chybił znów Scamacca. Po kilku minutach o wiele lepszą sytuację, bo sam na sam z bramkarzem, miał ponownie Zylla, ale tym razem na posterunku był włoski golkiper. Po chwili boiskowego harmidru i chaosu, Jacek Magiera zdjął z boiska słabo dysponowanego Makowskiego, któremu ewidentnie brakowało polotu. Na placu gry pojawił się Kopacz, który w myśl selekcjonera po słabych występach zostaje wpuszczony na głęboką wodę w Gdyni. I w istocie David zaliczył niezłe wejście, nie było widać po nim tremy czy nieśmiałości.

BRUNO MENDEZ – POZNAJ PIŁKARZA NAMASZCZONEGO PRZEZ TABAREZA

Ten mecz był inny od tych grupowych w wykonaniu Polaków. Oczywiście były momenty przestoju, ale przeciwko Włochom mieliśmy więcej pomysłu na grę, więcej zrozumienia i więcej pewności siebie. Indywidualnie piłkarze podejmowali wiele więcej dobrych decyzji, które co rusz były oklaskiwane przez publiczność. W drugiej części pojedynku bardziej widoczny był Michał Skóraś, który zaangażowaniem i dryblingiem dziś przerastał Włochów. Od 65 minuty napór Polaków nie ustawał, a każda akcja przechodziła przez Kopacza i Skórasia, którzy napędzali biało-czerwonych nieszablonowymi rozwiązaniami. Z boiska zszedł w końcu Stanilewicz, by na lewej stronie mógł wymiernie pomóc Skórasiowi Tymoteusz Puchacz.

Już w pierwszej akcji świetnie wypuścił kolegę na tzw. “setkę”. Tylko, że kolegą był Pinamonti, a Polaków przed katastrofą uratował przytomnie Majecki. Na około kwadrans przed końcem Włosi lekko opanowali boiskową sytuację i Polacy już nie mieli tylu szans. Na kilka minut przed końcem po składnej akcji głową obok bramki uderzył Benedyczak, który na murawie zastąpił wcześniej Szotę. Próbowaliśmy jeszcze kilka razy z dośrodkowań, ale nie znaleźliśmy drogi do bramki. Niestety, odpadliśmy. Po walce, ale trzeba przyznać, że przeciwnik był lepszy.

Wygrana o włos

Włosi mieli szczęście z rzutem karnym, ale zapewne gdyby tego gola nie strzelili, Pinamonti nie bawiłby się tak z Majeckim, a kadra Włoch nie byłaby taka wycofana przez większość spotkania. To nie jest reprezentacja, która wygrywa spektakularnie, co przyznaje sam trener Nicolato. Polacy w kategorii U-20 za to nie są reprezentacją, która wygrywa. Mimo tego słabego stylu, zawsze tym spotkaniom towarzyszyły szczególne emocje, za które trzeba podziękować. I ja pragnę podziękować za relacjonowanie meczów Polaków na tych mistrzostwach. Krótka, ale treściwa przygoda na mundialu, na którego rozstrzygnięcie jeszcze trochę poczekamy. Żegnam państwa z Gdyni, Jeremi Angowski.

Artykuł Niestety. Przegrywamy i odpadamy z MŚ U-20 pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
Zapomniana drużyna Włochów http://mlodziezowyfutbol.pl/artykuly/ms-u-20/zapomniana-druzyna-wlochow/ Sun, 02 Jun 2019 11:18:44 +0000 http://mlodziezowyfutbol.pl/?p=20170 Zapomnieni przez rodaków Włosi bronią w Polsce brązowego medalu. Mistrzostwa świata U-20 to dla nich nie pierwszyzna, podobnie jak konfrontacje z Polską. Na tym mundialu mamy do czynienia z wyjątkowo anonimową drużyną Włoch. Z Półwyspu Apenińskiego na wielkie imprezy zawsze przyjeżdżały znane nazwiska, a do Polski zawitały co najwyżej gwiazdy Serie B. Na początku warto […]

Artykuł Zapomniana drużyna Włochów pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
Zapomnieni przez rodaków Włosi bronią w Polsce brązowego medalu. Mistrzostwa świata U-20 to dla nich nie pierwszyzna, podobnie jak konfrontacje z Polską.

Na tym mundialu mamy do czynienia z wyjątkowo anonimową drużyną Włoch. Z Półwyspu Apenińskiego na wielkie imprezy zawsze przyjeżdżały znane nazwiska, a do Polski zawitały co najwyżej gwiazdy Serie B. Na początku warto wyjść z tego krzywdzącego stereotypu i przypomnieć, że nie jesteśmy w futbolu seniorskim. Panują trochę inne prawidła. Reprezentacje U-20 to w ogóle jeszcze mocno koneserski futbol. Nie gra tu wiele znanych piłkarzy, a szczególnie, jeśli chodzi o tegoroczną reprezentację Włoch, która najmocniejsze armaty zostawiła w kraju na Euro U-21.

Z ekipy Paolo Nicolato tylko dwie postacie w mijającym sezonie co weekend stąpały po boiskach Serie A. W zasadzie nawet napisanie, że grali co tydzień, jest przesadą. Większość zawodników regularnie ogrywa się w Serie B, niektórzy za granicą, kilku nawet w juniorskich Primaverach. Łączna wartość zawodników na transfermarkt.pl wynosi mniej niż 20 milinów. Z pewnością po mistrzostwach liczby w tabelce wzrosną, bo rzeczywisty stan rzeczy już wygląda o wiele lepiej dla Włochów.

“Dwa lata temu Włosi zajęli trzecie miejsce, a w składzie mieli niewielu zawodników, którzy już zadebiutowali w Serie A – wtedy grał Nicolo Barella, Giuseppe Pezzella czy Rolando Mandragora. Teraz też ich wielu nie ma, ale nie oznacza to jednocześnie, że są słabsi” – komentuje obsadę Włochów dziennikarz zajmujący się włoską piłką, Aleksander Bernard.

Niedoceniane Serie B

Patrząc w kontekście konfrontacji młodzieży polskiej z tą włoską, nasza pierwsza liga nie równa się Serie B. Już bardziej Ekstraklasa dorównuje może poziomem do Serie B, więc już na starcie powinniśmy podchodzić do Włochów z szacunkiem. A po Polskich boiskach na MŚ biega chociażby Pinamonti, kapitan reprezentacji Włoch U-20, który w tym sezonie Serie A rozegrał ponad 1600 minut, trafił pięć razy do siatki i miał trzy asysty. Bezwzględny lider kadry Italii ma już jedno trafienie na mistrzostwach. W spotkaniu z Ekwadorem, które decydowało o awansie Włochów, Andrea strzelił jedynego gola, dającego zwycięstwo.

Drugim znaczącym zawodnikiem, który stażem przerasta kolegów, jest Luca Pellegrini. To bardzo mocny punkt tej kadry. Lewy obrońca ma za sobą ponad 1000 minut rozegranych w przyszłym klubie Sebastiana Walukiewicza, Cagliari Calcio. Ponadto jeszcze jesienią w Romie wystąpił w dwóch spotkaniach Ligi Mistrzów. W kadrze Nicolato Pellegrini występuje dość nietypowo w środku pomocy, gdy Włosi grają w ustawieniu 3-5-2. Nominalny defensor dość szybko zaznaczył swoją obecność na mundialu, bo już w pierwszym spotkaniu zaliczył asystę przy trafieniu Ranieriego.

Razem dorastali

Jeśli poruszamy temat ofensywnych aspektów Azzurrich, trzeba wymienić nazwisko Scamacci. Ten napastnik raz już nieźle załatwił Polaków, ale o tym za chwilkę. Scamacca to najprawdopodobniej największy talent z tej grupy zawodników, we Włoszech wiedzą to już od kilku lat. Mimo tego, w tym sezonie nie zdołał rozegrać nawet 300 minut w seniorskich ligach. Sezon zaczął optymistycznie, od dość regularnej gry w holenderskim PEC Zwolle. Tam jednak nie zachwycał, złapał kontuzję kolana, wrócił do Sassuolo, gdzie nie powąchał ani razu murawy Serie A. Podobno chłopakowi nie wyrabia głowa, konkretnie szkodzi mu bujanie w obłokach.

Niestety dla przeciwników, w kadrze przyzwyczaił do skuteczności. W Polsce już zdążył zapisać się na kartach turnieju. Zaliczył dwie asysty i miał spory wkład w awans zespołu do fazy pucharowej. Zarówno Scamacca, Pinamonti, jak i Pellegrini odpoczywali w środowym starciu z Japonią. Co ciekawe, Nicolato wystawił do składu chociażby Davide Bettelle, który kilka dni temu wyjechał ze zgrupowania i we Włoszech rozgrywał mecz barażowy o awans do Seria A w barwach Pescary.

ZOBACZ, DLACZEGO HONDURAS JEST NAJGORSZĄ DRUŻYNĄ NA MŚ U-20 W POLSCE!

“Cieszę się, że dołączyłem do drużyny, nawet jeśli jest to spowodowane przegraną w play-offach. Znamy się tu wszyscy i dorastaliśmy razem, od drużyny U-15, aż do teraz” – przyznawał po przyjeździe Bettella. Kwestia zżycia tej drużyny jest często wymieniana jako jej mocna broń. To grupa zawodników, której duża część zbiera boiskowe zgranie już od najmłodszych kategorii reprezentacji. Selekcjonerzy albo nie mają w czym wybierać, co jest wątpliwą tezą, więc pewnie obstawiają po prostu przy swoich pewniakach, którzy ich raczej nie zawodzą. “Wielu z nas zna się jeszcze z czasów kadry U-15. To nasz duży atut” – podkreślał także Scamacca.

Polsko-Włoska historia

Począwszy od mistrzostw europy do lat 17, gdzie obecne pokolenie, nazwijmy je “U-20”, odpadło już w fazie grupowej, rozpoczęło się strzelanie na turniejach dla Scamacci i Pinamontiego. Nazwiska te same, ale już dwa lata później wynik był o wiele lepszy. A po drodze do sukcesu trzeba było pokonać między innymi Polskę. W marcu 2018 roku Polacy i Włosi rywalizowali w jednej grupie eliminacyjnej Elite Round do EURO U-19. W kadrze prowadzonej przez Dariusza Dźwigałę wystąpiło dziewięciu zawodników, którzy są w mundialowej drużynie Magiery. Dla Polaków był to drugi mecz grupowy, mówiąc wprost – mecz o wszystko.

Po pierwszej połowie Polacy wygrywali 2:1 po golach Kopacza i Walukiewicza. Niestety w drugiej połowie Scamacca postanowił ostatecznie zakończyć nadzieję Polski i łącznie ustrzelił hattricka. Z naszej strony odpowiedział jeszcze Kopacz, ale wszystko zakończył golem na 4:3 Bettella. To mógł być jeden z lepszych i bardziej emocjonujących meczów naszej młodzieżówki w zeszłym roku. Naprawdę przyjemnie się to oglądało, szczególnie, że nie odstawaliśmy wiele od przeciwników, gdzie na “kierownicy” wystąpił chociażby znany teraz z Romy Zaniolo.

Drugi raz te zespoły w podobnym zestawieniu wpadły na siebie już w kategorii U-20. Jacek Magiera został od samego początku wrzucony na głęboki tłuszcz, rywali w debiucie nie miał łatwych. Włosi wysoko pokonali Polaków 3:0, tym razem katem okazał się Moise Kean. Obejrzawszy tego chłopaka na żywo od razu było widać, że siedząc na ławce w Juve się marnuje. Wielka szkoda, ale i dla nas szczęście, że drugi raz do Polski nie zawitał. Nie można jednak sprowadzać całej porażki do napastnika. Przepaść była widoczna gołym okiem. Po tamtym meczu trener Magiera podkreślał, że z taką intensywnością gry z Włochami się nie wygra i będzie nad tym pracował.

Bronią medalu

Zgranie, doświadczenie, umiejętności indywidualne, to mocne strony włoskiego zespołu. Nie od dziś także wiadomo, że w słonecznej Italii ogromną wagę przykłada się do lekcji taktyki. Na ten moment reprezentacja Włoch do lat 20 może zagrać dwoma ustawieniami, co już zdążyła pokazać na tym mundialu. “Zmieniliśmy ustawienie (z 3-5-2 na 4-3-3 – przyp.red.), ale duch drużyny został ten sam, co jest najważniejsze. To tylko potwierdza, że mamy bardzo dobrą grupę piłkarzy, którym mają dobre cechy wolicjonalne. Niespodziewanie wygraliśmy grupę, mierzyliśmy się z silnymi drużynami. Trochę cierpieliśmy, bo inaczej nie mogliśmy grać, ale zrobiliśmy to z niesamowitym duchem. Chciałbym podziękować chłopakom i sztabowi, wykonali dobrą robotę” – mówił po meczu z Japonią selekcjoner Nicolato.

Jednak każdy sznurek makaronu ma dwa końce. Mimo tych zalet, wciąż lewy obrońca musi występować w drugiej linii, co może świadczyć o mierności włoskich pomocników. Najsłabszy punkt włoskiej kadry? “Środek pola. Bardzo dobrze w nim wygląda Esposito, ale Frattesi czy Alberico nie prezentują pełni swoich możliwości, zdarzają im się proste błędy. Lepiej też mógłby wyglądać Del Prato. Jako całość Włosi prezentują się dobrze, przez co słabe punkty są zdecydowanie mniej widoczne” – odpowiada Olek Bernard.

Zalety zaletami, wady wadami, ale Włosi potrafią naprawdę dać przeciwnikom lekcje futbolu. Jak dotąd nie pokazali pełni możliwości na mundialu, być może fajerwerki zostawili na fazę pucharową. Z pewnością mają coś do udowodnienia. Chcą, aby cała Italia usłyszała o drużynie, która przez mistrzostwa europy została w ojczyźnie kompletnie zapomniana. Do następnego pojedynku Polski z Włochami pozostały już tylko godziny. Historycznie Włochy mają dużą przewagę, ale Polacy po swojej stronie mają atut własnego boiska. Włosi będą bronić brązowego medalu z 2017 roku, my natomiast zawalczymy o marzenia.

Artykuł Zapomniana drużyna Włochów pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
Płaczący Katarczycy i ich płonne nadzieje http://mlodziezowyfutbol.pl/artykuly/ms-u-20/placzacy-katarczycy-i-ich-plonne-nadzieje/ Fri, 31 May 2019 00:14:42 +0000 http://mlodziezowyfutbol.pl/?p=20131 Po meczu z USA Katarczycy schodzili z boiska płacząc. Ambicje sięgały nieba, wynik pozostawił ich na dnie. Niestety, mistrzostwa świata do lat 20 przerosły przyszłych organizatorów dorosłego mundialu. Mecz w Tychach już przed rozpoczęciem nie należał do tych, które się świetnie zapowiadały. Katarczycy nie mieli już żadnych szans na wyjście z grupy, a Amerykanie potrzebowali […]

Artykuł Płaczący Katarczycy i ich płonne nadzieje pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
Po meczu z USA Katarczycy schodzili z boiska płacząc. Ambicje sięgały nieba, wynik pozostawił ich na dnie. Niestety, mistrzostwa świata do lat 20 przerosły przyszłych organizatorów dorosłego mundialu.

Mecz w Tychach już przed rozpoczęciem nie należał do tych, które się świetnie zapowiadały. Katarczycy nie mieli już żadnych szans na wyjście z grupy, a Amerykanie potrzebowali ledwie remisu do awansu. Wcześniejsze spotkania Kataru łagodnie mówiąc nie porwały. Dużo można było obiecywać sobie po Amerykanach, którzy są jednymi z faworytów turnieju. Nie ma więc lepszej okazji, by jechać kilka godzin pociągiem przez połowę Polski, jak ta, żeby obejrzeć spotkanie o tak niskim stopniu zainteresowania.

Na trybunach było 3 651 widzów

Początek, jak przystało na ambitnych chłopców z Kataru, zwiastował w miarę ciekawe spotkanie. Obie drużyny nie chciały oddawać inicjatywy, ale też nie kwapiły się do szybkich, nie przemyślanych ataków. Katarczycy próbowali rozciągać grę i rozgrywać, grać z klepki, tworzyć przewagę w małej grze. Amerykanie chcieli zaś atakować bardziej przez środek, czego zalążkiem była akcja z pierwszych minut meczu, gdy wchodzącemu przed szesnastkę Servanie “na ścianę” odegrał Soto.

Katarczycy podrażnieni brakiem goli na turnieju oddawali sporo strzałów, nawet z mniej dogodnych pozycji. Amerykanie mieli zauważalną gołym okiem przewagę fizyczną i szybkościową, jednak nie potrafili tego skutecznie wykorzystać. Podopieczni Pinheiro tworzyli zgrany kolektyw i ciężko było się im przeciwstawić. Z drugiej strony, gdy podchodzili bliżej bramki Amerykanów, ci przestawiali ich niemal jak juniorów.

Chwila ożywienia

Mecz znacząco ożywił się dopiero po zepsutej okazji Khaleda w okolicach 35 minuty. Amerykanie stworzyli w zasadzie najpierw sytuację rywalom, by po niej zacząć zagrażać pod bramką Katarczyków. Taki impuls na dziesięć minut przed końcem pierwszej połowy znacząco obudził nieco ospałych dzisiaj Tyskich kibiców. Po chwilowym sztormie Jankesów do głosu doszli Bordowi i bramce Ochoi zagroził Mohammed Waad, który jako jedyny z Kataru mógłby już aspirować do gry w poważnej, seniorskiej piłce, a wszystko nie ze względu na wybitne umiejętności, a swoje warunki fizyczne. Niestety na próbach się skończyło i drużyny zeszły po słabej pierwszej połowie do szatni.

ZOBACZ, CO MÓWILI POLACY PO MECZU Z SENEGALEM!

Jako, że aura znów nie rozpieszczała, temperatura była bardziej marcowa, niźli majowa (już prawie czerwcowa) w przerwie trzeba było ruszyć po ciepły napój. Szczęśliwie w pokoju dla dziennikarzy można było znaleźć garnek z pysznym , gorącym leczo. Przy tak dobrym daniu przerwa minęła bardzo szybko, można było zabierać się na drugą połowę, z nadziejami na bardziej porywające widowisko.

Świeższy początek

Drugie 45 minut zaczęło się co prawda bardziej energicznie, ale wciąż zawodnicy mieli tendencję do zwalniania gry. Katarczycy wygrywali więcej pojedynków z przeciwnikami, można było odnieść wrażenie, jakby w przerwie ktoś ich nauczył boiskowego cwaniactwa. Katar miał dziś jednak kilka dobrych okazji, które koncertowo schrzanili napastnicy Bordowych. W myśl zasady, niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, po jednej z tych akcji stracili bramkę.

Po odbiorze nieudolnie rozgrywać próbowali Suhail i Waad, a to wszystko wykorzystał z zimną krwią Weah. Sito i bramka w jednej akcji, to zdecydowanie za dużo, jak na ten spokojny, co by nie powiedzieć, mecz. Kolejne minuty mijały pod znakiem kunktatorstwa. Obie drużyny nie za wiele się kwapiły, aby zmienić wynik. Na boisko wszedł Abdulrasheed, po którym wiele sobie obiecywałem na tym turnieju, a który na razie nie zrobił nic. I w tym spotkaniu podtrzymał swoją “formę”.

Niedługo trwała sielanka po golu, kiedy w 82 minucie na boisku pojawiła się gwiazda wieczoru, VAR. Długo trzeba było czekać na ogłoszenie rzutu karnego dla Amerykanów, a wszystko po to, by bohaterem na końcu został bramkarz. Mierzący 180 centymetrów wzrostu, spisywany na straty, Shehab Mamdouh obronił w pięknym stylu jedenastkę słabo wykonaną przez Mendeza. Chwilę później, stuprocentową sytuację miał Weah, ale Mamdouh znów stanął na wysokości zadania. Szansę na podwyższenie wyniku miał jeszcze Ledezma w doliczonym czasie gry, ale tym razem Amerykanina zatrzymała poprzeczka.

Nadzieja rozerwana na strzępy

Sędzia zagwizdał koniec spotkania, Katarskie nadzieje już ostatecznie zamieniły się w proch. Zawodnicy Bruno Pinheiro nie strzelili nawet gola na turnieju, stracili sześć, przegrali wszystkie spotkania. Ale najsmutniejszy był chyba widok płaczących Katarczyków padających na murawę. Szczególnie przykro wyglądał smutek Mamdouh, bramkarza, który rozegrał dziś bardzo dobre zawody, broniąc dwukrotnie swój zespół przed utratą gola. Niestety, wygórowane oczekiwania zetknęły się z rzeczywistością i nastąpiła brutalna weryfikacja.

Trzeba tu podkreślić, jak specyficzny klimat towarzyszy kadrze Kataru. Zawodnicy kreowani na gwiazdy przed opuszczeniem kraju, wielotygodniowe przygotowania, odwiedziny prezydenta federacji, wielkie nadzieje, które okazują się płonne. Atmosferę widać po kibicach i dziennikarzach z tego kraju. Jak dotąd nie widziałem na trybunie prasowej ludzi, którzy tak mocno przeżywaliby każdą okazję swojej drużyny. Po niewykorzystanej sytuacji podnosił się huk, bo koledzy z Kataru uderzali pięściami lub nogami w stoliki czy podłogę. Wstawali, nawet gdy strzał oddawany był z pozycji, z której gol nie miał prawa paść. Oni też mieli wielkie nadzieje.

Za trzy lata mundial

Za trzy lata mundial odbędzie się w Katarze i gospodarze nie chcą skończyć turnieju na fazie grupowej. Patrząc na młodzież, mogą być to trochę przerośnięte oczekiwania, ale z drugiej strony, piłka w Katarze wciąż idzie do przodu. “Piłka nożna dopiero rozwija się w Katarze. Ci chłopcy nie grają co weekend, muszą się mierzyć tutaj, żeby się rozwijać. Co innego jest grać w Lidze Mistrzów, w najlepszych ligach w Europie, a co innego w Katarze. Różni nas doświadczenie, dlatego my się dopiero rozwijamy, dlatego tak ważne, by cały czas zdobywać doświadczenie” – mówił po meczu trener Kataru, Bruno Pinheiro.

Równocześnie selekcjoner podkreślał, że z samego sposobu gry jest zadowolony. Pod tym względem słusznie nie można wiele Katarczykom zarzucić. Próbowali grać swoją, ofensywną piłkę i było wiele momentów, w których im to wychodziło. “Jestem zadowolony z gry, nie z wyniku, ale z tego, jak radzili sobie zawodnicy. Przyjechaliśmy na turniej z nadzieją, że zagramy zgodnie z naszą tożsamością. Jestem dumny, że zagraliśmy tak, jak mieliśmy, czyli ofensywnie” – wnioskował Pinheiro.

Ostatnio także istotną kwestią był Ramadan. Zawodnicy pościli przez 18 godzin dziennie i to na pewno odbiło się na ich wytrzymałości. Jednak selekcjoner zapytany o ten niebagatelnie ciężki okres, starał się szukać pozytywów w sferze duchowej. Ponadto zaznaczył, że przed meczem z USA Katarczycy nie pościli, co było ich decyzją. “Ramadan to nie problem, jeśli jest się dobrze zorganizowanym. To, że zawodnicy nie jedzą przez 18 godzin dziennie może bardzo wzmocnić zespół mentalnie. Jednak przed tym meczem zawodnicy zdecydowali się nie pościć, ale kontynuują od jutra” – kwitował portugalski szkoleniowiec.

USA U-20 – KATAR U-20 1:0 (0:0)
76′ Timothy Weah

Artykuł Płaczący Katarczycy i ich płonne nadzieje pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
Slisz: “Nie oszukujmy się, mieliśmy mało sytuacji” http://mlodziezowyfutbol.pl/artykuly/ms-u-20/slisz-nie-oszukujmy-sie-mielismy-malo-sytuacji/ Thu, 30 May 2019 14:10:49 +0000 http://mlodziezowyfutbol.pl/?p=20113 Polacy zwycięsko zremisowali z Senegalem i wyszli z trzeciego miejsca z grupy A. Niestety styl, jaki towarzyszył naszej grze, nie jest powodem do zadowolenia. “Osiągnęliśmy cel minimum” – można było usłyszeć wczoraj od każdego z reprezentantów Polski do lat 20. Szczęśliwie dla naszej kadry terminarz i układ rozgrywek został ułożony tak, że z grup nie […]

Artykuł Slisz: “Nie oszukujmy się, mieliśmy mało sytuacji” pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>
Polacy zwycięsko zremisowali z Senegalem i wyszli z trzeciego miejsca z grupy A. Niestety styl, jaki towarzyszył naszej grze, nie jest powodem do zadowolenia.

“Osiągnęliśmy cel minimum” – można było usłyszeć wczoraj od każdego z reprezentantów Polski do lat 20. Szczęśliwie dla naszej kadry terminarz i układ rozgrywek został ułożony tak, że z grup nie wychodzi tylko 8 z 24 zespołów, a więc zdecydowana mniejszość ekip biorących udział. Aby znaleźć się w 1/8 finału wystarczyło pokonać amatorów z Tahiti oraz zremisować mecz, w którym przeciwnik nie chciał za bardzo grać w piłkę.

“Wiedzieliśmy, że Senegalczykom wystarczy remis, żeby zająć pierwsze miejsce w grupie. Cofnęli się na własną połowę i bronili wyniku za wszelką cenę” – oceniał grę rywala Tomasz Makowski. “Kolumbia bardziej podchodziła do nas pressingiem, za to Senegal dał nam grać. Jak się orientuję, z Kolumbią grali tak samo, może to jest ich styl” – porównywał poprzednich przeciwników Bartosz Slisz.

Sęk w tym, że z drugiej strony także nie widać było wielkiej woli do ataku lub ta wola wybitnie nie znalazła odzwierciedlenia w rzeczywistości. “Ciężko było stworzyć składną akcję” – mówił Makowski po spotkaniu z Senegalem. Pomocnik Lechii nie minął się z prawdą, a w zasadzie dobrze podsumował ten mecz. Polakom straszliwie ciężko przychodziło skonstruowanie nawet nie ładnej, ale skutecznej akcji w ofensywie. Biliśmy nieustannie głową w mur, a najwięcej kontaktów z piłką mieli nasi środkowi obrońcy.

Z drugiej strony Senegalczycy nie zagrozili wiele razy bramce Majeckiego. Za taki stan rzeczy odpowiadała w dużej mierze Polska linia defensywy. “Zabezpieczaliśmy ich ataki, widzieliśmy wcześniej jak gra Senegal, byliśmy przygotowani na kontry, jakie wyprowadza. Mają szybkich skrzydłowych, więc byliśmy na to przygotowani” – tłumaczył po meczu 19-letni pomocnik Lechii Gdańsk.

Lepiej, ale nie o niebo lepiej

Reprezentanci zgodnie podkreślali, że z meczu na mecz ta kadra się rozkręca i gra wygląda lepiej. Nie da się zaprzeczyć, że z Kolumbią widzieliśmy niemoc we wszystkich formacjach. Wczorajszy mecz pokazał, że potrafimy solidnie zaprezentować się z tyłu, jednak w ofensywie wciąż brakowało wiele do przyzwoitości. “To widać, jak graliśmy z Kolumbią, Tahiti i teraz z Senegalem. Coraz lepiej to wygląda” – optymistycznie kwitował Makowski.

“Mam nadzieję, że z każdym spotkaniem będzie to jeszcze lepiej wyglądało i będziemy sobie stwarzać więcej sytuacji, bo nie oszukujmy się, dziś było ich mało, mimo, że dominowaliśmy na boisku” – realnie obraz meczu określał Bartosz Slisz. Zawodnik Zagłębia mówił jeszcze o formie naszej kadry w bardziej przychylnych słowach, nawiązując do naszej gry defensywnej.

ZOBACZ, CO PO MECZU POWIEDZIAŁ SELEKCJONER JACEK MAGIERA!

Wygląda na to, że Polacy nie tylko poprawili nieco zgranie i defensywę, ale decydującym czynnikiem w meczu otwarcia według piłkarzy mógł być stres, którego nie dali rady opanować. “Z każdym meczem gramy coraz lepiej. Pierwszy mecz był dla nas stresujący, może z Kolumbią trochę nas zjadła presja, ale dziś wyglądało to o niebo lepiej” – przyznał Slisz.

Awans jest, co dalej?

Gdyby nie to, że taki wynik dał nam awans, za grę należałaby się większa bura. Od początku do końca jednak ten mecz zdeterminował fakt, iż nikomu gole za bardzo potrzebne nie były. “Naszym założeniem i celem było po prostu awansować dalej. Wywiązaliśmy się z tego, szkoda, że z trzeciego miejsca, ale walczymy dalej” – kończył pomocnik Zagłębia Lubin.

W 1/8 finału najpewniej zagramy z Włochami. Możemy trafić również na Nową Zelandię lub Urugwaj, ale to mniej prawdopodobny scenariusz. Przed nami nie lada wyzwanie, bowiem wszyscy z możliwych przeciwników do tej pory prezentują się o wiele lepiej na turnieju.

Artykuł Slisz: “Nie oszukujmy się, mieliśmy mało sytuacji” pochodzi z serwisu Młodzieżowy Futbol.

]]>